Jedne z przyjemniejszych 80 minut jakie można spędzić w kinie. To nic, że ludzie na ekranie mówią sobie okropne rzeczy. Widzowie wychodzą zrelaksowani.
To jest sztuka i to teatralna. Dramat Yasminy Rezy "Bóg mordu” stał się kanwą scenariusza najnowszego filmu Romana Polańskiego, który wykreował sceniczną przestrzeń w kinie. Operator Paweł Edelman tak pokazuje mieszkanie w którym spotykają się dwa małżeństwa, że przestrzeń wydaje się jeszcze bardziej ograniczona niż mamy to w teatrze. Ta mała przestrzeń zagęszcza atmosferę jaka panuje w czasie konfrontacji rodziców dwóch skonfliktowanych jedenastolatków. Na placu zabaw syn państwa Cowan (Kate Winslet i Chris Waltz) uderzył syna państwa Longdtreet (Jodie Foster i John C.Reilly).
W miarę upływu czasu chłodna i bardzo kurtuazyjna konwersacja zmienia się w wymianę ciosów. Widzowie wychowani na filmach Woody Allena będą zachwyceni dialogami. No, bo niczym innym się zachwycić nie można w tym filmie – będą grymasić wielbiciele pościgów, strzelanek czy choćby plenerów i love story.
Fakt, trzeba się przygotować na dużo tekstu i popisy gry aktorskiej.
Tekst sztuki pozwala na intrygujący przepływy napięć między: "my” i "oni” czyli małżeństwo kontra małżeństwo przez konflikt "one” i "oni” po wybuchy jadu i żółci w parach. Jednym słowem piękne kino familijne.
Z tej potyczki najlepiej chyba wychodzi Kate Winslet, choć może ma łatwiej, bo jej rola jest że tak powiem najbardziej soczysta. Na tym tle Jodie Foster jest zbyt histeryczna i dramatyczna. Panom, zwłaszcza Chrisowi Waltzowi też nie można niczego odmówić.
W kinie słychać śmiechy, widzowie wychodzą w świetnych nastrojach. W czasie seansu nie mają powodu do grzebania w torbach i wysyłania esemesów. Nie ma zbędnej sceny czy dłużyzny a opisy przyrody tam nie występują w ogóle.
Kto nie wierzy, że 80-minutowe filmowe siedzenie i gadanie wciąga – niech sam sprawdzi.
Do tych "nie wciągniętych” pytanie: jaka na filmie jest muzyka. Jak się nudzili, to może zwrócili uwagę.
Nie byłam przesadnym wyznawcą kina Polańskiego, lubię "Lokatora” i już. Nie przepadałam za Kate Winslet, może z wyjątkiem "Drogi do szczęścia”. Po "Rzezi” zmieniam zdanie.