Nich nikt nie sugeruje się tytułem i nie liczy na opowieść do poduszki. Kolejna powieść autora „Submarino” jest równie mocna i zimna jak wcześniejsza. A spokojna narracja i jej rytm to tylko środek by wzmocnić efekt.
Już po kilkudziesięciu stronach czytelnik ma nadzieję, że bohaterowie poruszają się głównie po tym wykreowanym, magicznym świecie. Liczy na to, że historia chłopca, potem nastolatka i dorosłego mężczyzny oraz jego ojca nie jest realna. Że opresja, taka niedopowiedziana katastrofa, gdzieś nad nimi zawieszona, nie jest z naszego świata.
Poznajemy bohaterów jak poruszają się z miasta do miasta, żyją dzięki dorywczym zajęciom ojca. Cały dobytek maja w walizkach, świat chłopca to kolejne wynajęte pokoje. Nie chodzi do szkoły, ciągle przed czymś uciekają. Czytelnik daje się uwieść temu napięciu, tej narracji, która sprawia, że inne zajęcia i terminy przestają być ważne. Zamiast „rzucenia okiem” na nowa książkę, wpadamy w tekst na kilka godzin. Trochę jak dziecko, które dostaje przygodową powieść. Albo zbiór baśni.
Po zamknięciu ostatniej strony i spojrzeniu na tytuł nachodzi refleksja, że drugo- i trzecioplanowi bohaterowie, których spotyka narrator mają w sobie coś z bytów nadnaturalnych. Kobieta bez twarzy, właściciel zakładu stolarskiego, siostra przyrodnia, wszystkie dziewczyny z którymi narrator się wiąże czy w końcu dziwny Niemiec, który zamienia masarnię w galerie sztuki i wystawia obrazy głównego bohatera. Nawet ciotka, babka i dziadek. Trochę jak mieszkańcy planet odwiedzanych przez Małego Księcia.
Ale nawet ta „baśniowa” refleksja nie łagodzi przejmującego klimatu tej opowieści. Nie łagodzi życiowych opresji jakie spotykają syna i ojca. Nawet gdy się wyjaśnia dlaczego uciekają, co złego tkwiło w przeszłości.
Autor już w „Submarino” udowodnił, że budowanie klimatu z pozoru nieistotnych scen to jego atut. Tu też manipuluje czytelniczą wyobraźnią. Trzeba być bardzo osadzonym w miejscu w którym czytamy „Baśń” by nie poddać się lodowatemu słonemu wiatrowi z wioski dziadków czy poczuć na plecach efekty basenowych termicznych treningów.
Dlaczego dobrze się to czyta? Wszak lubimy gdy to jakiś rycerz zabija smoka, a nie my.
agdy
„Baśń” Jonas T. Bengtsson
Przekład z języka duńskiego Iwona Zimnicka
Wydawnictwo Czarne Wołowiec