Dożynki Wojewódzkie 2010, błonie przy Zamku Lubelskim, Lublin, 19.09.10
Nie widziałem symbolicznego dzielenia się chlebem, ani przedstawienia dożynkowego, nie zobaczyłem pracy, która wygrała w konkursie na najpiękniejszy wieniec, nie słyszałem ani jednego utworu ludowego, i nie wiem, co mówił arcybiskup Józef Życiński w kazaniu podczas mszy dziękczynnej za zbiory.
Ktoś powie: to trzeba było przyjść wcześniej, o godz. 12. A ja na to: nie mam czasu i siły na koczowanie przy zamku przez dziesięć godzin i uważam, że świąteczno-okolicznościowe elementy powinny być obecne także wieczorem.
W jaki sposób? Na przykład taka Budka Suflera zamiast wykonywać do znudzenia swoje stare, ograne przeboje (nie zaprezentowała ani jednego numeru z ostatniego, przedostatniego czy poprzedniego albumu), mogłaby wzbogacić repertuar o jakieś polskie piosenki ludowe. Wiele gwiazd rocka w Stanach Zjednoczonych, dokąd lubelskich muzyków od dawna ciągnie, robi to z dumą i powodzeniem z ichnim folklorem.
Czy na scenie nie mógłby aż do końca imprezy stać zwycięski wieniec, pokazywany też od czasu do czasu na ekranach? A czy w przerwach między występami (antrakt przed koncertem Budki Suflera trwał chyba z pół godziny) nie można było prezentować na monitorach filmu z fragmentami popołudniowej uroczystości?
To tylko parę wymyślonych na szybko pomysłów na takie zadziałanie, aby święto plonów było od początku do końca spójną imprezą, w której uczestniczenie o jakiejkolwiek godzinie dawałoby możliwość zasmakowania w dożynkowym klimacie.
Dziwne, że nikt nie wpadł choćby na jeden z pomysłów, które mi przyszły do głowy, i go nie zrealizował.
Co było pozytywne podczas tych czterech dożynkowych godzin? Bardzo dobry występ coverowej grupy Queen Band, którą gościnnie wsparł na perkusji Krzysztof Patocki. Niezły wykonawczo koncert Łukasza Zagrobelnego, który jednak ma za mało przebojowych piosenek, by występować dłużej niż przez 20 minut. Fajnie odświeżone przez Budkę Suflera piosenki „Bal wszystkich świętych” (zdynamizowana, podgrzana końcówka) i „Nie wierz nigdy kobiecie” (rhythmandbluesowy wstęp).
Pozytywne było zachowanie większości wielotysięcznej publiczności – zabawowe i przyjazne. W związku z tym mogę nawet nieco zlekceważyć swój dyskomfort wynikający z jej masowego paradowania z jedzeniem. Ale nie mogę zbagatelizować dwóch zauważonych przeze mnie przypadków chamstwa i braku profesjonalnego zabezpieczenia imprezy – ludzi z groźnymi psami na smyczy, ale bez kagańca, chodzących gęsto zaludnioną alejką i nieniepokojonych przez ochronę.