Wielka rola Iwony Bielskiej, reszta na pół gwizdka. Teatr Stary w Lublinie pokazał jeszcze „roboczą” wersję spektaklu „Marleni”. Spektakl się zacinał, aktorzy się mylili, do premiery zabrakło kilku prób. Dobrze, że Stary pokazuje spektakl kilka razy - wierzę, że każde kolejne przedstawienie będzie lepsze i lepsze.
Przed wojną na Jezuickiej publiczność z zapartym tchem oglądała filmy z Marleną Dietrich - teraz koło się zamyka. Iwona Bielska - moja ukochana aktorka - zagrała ostatni dzień z życia Marleny Dietrich. Wielkiej gwiazdy kina i piosenki, której 20 letnią karierę przerwał wypadek w Sydney, kiedy przewróciła się na scenie i złamała kość udową. Aktorka zamknęła się w swoim apartamencie w Paryżu. Zrobiła wyjątek w 1978 roku, by zaśpiewać w filmie „Zwyczajny żigolo”, w którym tytułową rolę zagrał Dawid Bovie. W spektaklu „Marleni” na film próbuje namówić ją Leni Riefensthal, aktorka, która także kręciła filmy. Autorka sztuki, Thea Dorn, każe spotkać się obu aktorkom w noc śmierci Dietrich. W rzeczywistości takiego spotkania nie było.
Nie da się ukryć, że tekst sztuki jest zlepkiem fragmentów biografii, że z dramaturgią jest słabo, że postaci są papierowe i nieprawdziwe, że cała sztuka jest nieporadna.
Nic dziwnego, że na premierze aktorkom wyraźnie nie szło granie. Jakby zabrakło kilku generalnych prób. Jakby także zabrakło reżysera (Mikołaj Grabowski) - i jakby obie musiały szukać swojej drogi do spektaklu. O ile Iwona Bielska zbudowała kawał „rólska” (jak mawia Ewa Dałkowska), to Grażyna Dyląg (pomysłodawczyni wystawienia sztuki w Polsce) póki co mocno odstawała od koleżanki, pokazując papierową postać Leni. Zresztą postaci ze sztuki są nieprawdziwe. Marlena Dietrich była dzielną kobietą, a nie żadną kurwą (to słowo pada ze sceny teatru kilkanaście razy), Leni nie była tak niewinna, jak ją autorka opisuje.
Miała być groteskowa, surrealistyczna scenografia i kostiumy, były jakieś biedne, amatorskie kostiumy, ech! Żadnego blasku, uniesienia w scenografii czy światłach. A przecież sztuka aż prosi się o piękną suknię dla Marleny. Zamiast tego jest pidżama, nędzny frak z wypożyczalni i koszmarne pseudo łóżko - ech!
Ale wróćmy do roli Iwony Bielskiej. Znakomita aktorka zagrała już wcześniej umierającą postać - Elżbietę w sztuce Esther Vilar „Królowa i Szekspir” w Teatrze Nowym w Łodzi. Schorowana Elżbieta chce, by Szekspir wyprawił jej spektakl, królowa chce zagrać swoją śmierć. Iwona Bielska dostała za rolę Elżbiety I Złotą Maskę.
I kiedy oglądałem umieranie Marleny Dietrich, przypomniał mi się wiersz Stanisława Grochowiaka: „Chodzimy razem/ Po tym wielkim wnętrzu/ Ona w smołowej/ Ja w błękitnej sukni/ Ona z zaledwie/ Zieloną łysiną”. Wiersz ma tytuł „Rozbieranie do snu”.
Oglądałem spotkanie dwóch aktorek, które nawet były sąsiadkami, wpatrywałem się w twarz Iwony Bielskiej, w której odbijało się cierpienie Marleny Dietrich - a Grochowiak wracał i wracał: „I tu/ Powiada/ Będzie gwóźdź następny/ Tutaj powiesisz/ Srebrny woal płuc”. Gdzieś odpływało rozczarowanie nieskończonym spektaklem. Czekałem na scenę umierania, bo w końcu Marleni wyreżyserował mistrz nad mistrze w polskim teatrze czyli Mikołaj Grabowski.
I kiedy Iwona Bielska zaczęła układać się do snu, znów wrócił do mnie Grochowiak: „I tu/ Powiada/ Będzie gwóźdź na głowę/ Wieszaj ją lekko/ Dziobem w strop podłogi”. Bielska układała do snu Marlenę Dietrich, jak układa się ptaszka, który wypadł z gniazda i się zabił. Patrzyłem na scenę zaśnięcia i przypominały mi się obrazy z Zaśnięciem Marii. Patrzyłem, jak Iwona Bielska układała dłonie do wiecznego snu i przypomniał mi się esej Kazimierza Wyki: „Dłonie Marii”. Wyka pisał esej poświęcony scenie Zaśnięcia Marii bardzo długo, poprawiał go kilka razy. Wersję ostateczną rozpoczął cytatem z Camusa; ”Śmierć nadaje kształt miłości…”.
Dlatego wierzę głęboko, że każdy kolejny spektakl „Marleni” będzie kolejną wersją zaśnięcia Marleny Dietrich, że Mikołaj Grabowski mimo kiepskiej sztuki będzie doskonalił swoją robotę, że co miało dojrzeć dojrzeje, a co miało się urodzić, urodzi.
Teatr Stary, Thea Dorn „Marleni”, tłumacz: Jacek Kaduczak, reżyseria Mikołaj Grabowski, scenografia: Katarzyna Kornelia Kowalczyk. Występują: Iwona Bielska, Grażyna Dyląg. Polska prapremiera 12 stycznia 2019.