Choć niektóre państwa i firmy widzą w elektronicznych "paszportach szczepionkowych" klucz do odblokowania międzynarodowych podróży i turystyki, to nie wszyscy są zachwyceni takimi rozwiązaniami. Pomysł wywołuje opór instytucji oraz budzi kontrowersje etyczne.
W czwartek kraje UE przyjęły wspólne wytyczne dotyczące zaświadczeń o szczepieniach przeciw Covid-19, które mają być wzajemnie honorowane przez państwa Wspólnoty. Jak zaznaczył jednak rzecznik Komisji Europejskiej ds. zdrowia Stefan De Keersmaecker, certyfikaty mają służyć jedynie do celów medycznych. Część państw UE, w tym Polska, już przygotowała system elektronicznych zaświadczeń. Inne planują je wdrożyć.
Ale to, czy będzie to jedyny cel zaświadczeń nie jest jeszcze do końca pewne. Nie brakuje bowiem państw czy firm - głównie tych żyjących z turystyki - które widzą w tym szansę na szybsze wznowienie międzynarodowych podróży.
Jednym z głównych zwolenników zaświadczeń w UE był premier Grecji Kyriakos Micotakis, który w liście do szefowej KE Ursuli von der Leyen wprost stwierdził, że akceptowane w całej Unii zaświadczenia o szczepieniach miałyby ułatwić swobodę podróżowania po Europie zaszczepionym osobom. Micotakis zaznaczył co prawda, że dokument nie byłby wymogiem dla przekroczenia granicy, ale dałby pewność zaszczepionym osobom, że mogą to zrobić. Wcześniej o podobnym podejściu mówił rząd Cypru.
Jednak takie pomysły budzą wiele kontrowersji praktycznych i etycznych. Do grona sceptyków zalicza się Światowa Organizacja Zdrowia. Choć WHO od miesięcy współpracuję z rządem Estonii nad wprowadzeniem elektronicznych zaświadczeń, zdecydowanie sprzeciwia się stosowania ich jako paszportów.
"Zaświadczenia mają na celu monitorowanie poziomu szczepień, wiedzy o szczepionkach i łatwego dostępu do informacji medycznych. Absolutnie nie opowiadamy się za koncepcją paszportów szczepionkowych, bo są one sprzeczne z zasadami sprawiedliwości i uczciwości" - powiedział w odpowiedzi na pytanie PAP szef europejskiego oddziału WHO Hans Kluge.
Ale sceptyków jest więcej. Jak doniósł brytyjski "Guardian", podczas niedawnego spotkania unijnych ministrów zdrowia, wielu uczestników, w tym przedstawiciel Niemiec Jens Spahn, miało wyrazić poważne obawy. Według krytyków, taki ruch stanowiłby dyskryminację osób, które nie mogły się zaszczepić i w rezultacie wprowadzałby dwie klasy obywateli.
Poza względami etycznymi są też praktyczne. Jak zaznaczył dr Kluge, wciąż nie jest pewne, czy osoby zaszczepione nie są w stanie rozprzestrzeniać wirusa. Z kolei dr Łukasz Olejnik, badacz cyberbezpieczeństwa i prywatności, wskazuje na ryzyko związane z bezpieczeństwem danych.
"Istnieją wątpliwości i pytania dotyczące stosowanych standardów, technologii, gwarancji, zagrożeń, konieczności współdziałania itp. To nie jest +jakaś tam+ kolejna aplikacja. Jest to dużo poważniejszy problem niż aplikacje do +śledzenia kontaktów+" - pisze analityk na swoim blogu.
Problemy te nie przeszkodziły jednak niektórym firmom z wprowadzaniem obowiązku udowodnienia szczepienia jako warunku skorzystania z ich usług. Pierwsza była australijska linia lotnicza Qantas, której szef jeszcze w listopadzie 2020 roku zapowiedział, że podróżni przed wejściem na pokład będą proszeni o okazanie dowodu szczepienia.
Nad własnym "paszportem", mającym zawierać również dane zdrowotne, ma pracować Międzynarodowe Zrzeszenie Przewoźników Powietrznych (IATA). Aplikacja ma pozwolić pasażerom i liniom lotniczym na łatwiejszą weryfikację, czy spełniają oni wymogi. Chęć skorzystania z takiego paszportu wyraziły już m.in. linie Qatar Airways.
Z kolei w Wielkiej Brytanii wprowadzenie wymogu dowodu o szczepieniu zapowiedział operator statków rejsowych Saga, który planuje wznowienie rejsów w maju. Jak stwierdziła firma w wypowiedzi dla CNN, wymóg wprowadziła po zbadaniu opinii klientów, głównie osób po 50. roku życia, wśród których 95 proc. poparło pomysł.
Mimo obiekcji etycznych i wątpliwości medycznych, może się okazać, że przynajmniej w niektórych przypadkach zaświadczenie o zaszczepieniu będzie w praktyce paszportem niezbędnym do podróży.