Według zapowiedzi ekspertów z Instytutu Gospodarki Mieszkaniowej znaczące polepszenie koniunktury na rodzimym rynku nieruchomości nastąpić ma dopiero w okolicach 2004 roku. Nie bardzo jest czas, aby czekać jeszcze dwa lata, wiec z zadowoleniem zauważamy jesienne polepszenie koniunktury na lubelskim rynku nieruchomości.
Od paru tygodni sprzedaż notowana u lubelskich developerów zwiększyła się. Część firm z większą regularnością niż dotychczas odnotowuje stopniowe pozbywanie się zbudowanych przez siebie mieszkań i domów. Czyżby to sygnał, że lokalny rynek nieruchomości wychodzi z kryzysu? Raczej trudno tak jednoznacznie to stwierdzić, chociaż na pewno pojawili się klienci, którzy widząc jak mało nowych mieszkań obecnie powstaje, postanowili kupić, to co jest dostępne.
Okres przedwakacyjny, a praktycznie całe pierwsze półrocze 2002 roku, można uznać za apogeum stagnacji na lubelskim rynku pierwotnym. Biura sprzedaży mieszkań większości firm developerskich nie narzekały na nadmiar klientów. Niektórzy sprzedawcy nie kryli wręcz, że są załamani długotrwałym kryzysem. No bo jak nie być w dołku, gdy ma się w ofercie sprzedaży gotowe mieszkania, które czekają na klientów już od kilkunastu miesięcy. Na dodatek ma się też świadomość, że przez ten czas cena lokali spadła tak nisko, że zbliżyła się do granicy opłacalności.
W wakacje rynek pierwotny złapał oddech – zwłaszcza w Lublinie. Szczególnie dało się to zauważyć w segmencie mieszkań małych – kawalerek i niewielkich dwupokojowych. Można się domyślić, że na zakupy wybrali się rodzice studentów. Kredyty mieszkaniowe regularnie tanieją, więc coraz więcej rodziców woli zadłużyć się i kupić swym pociechom własnościowe mieszkanie niż przez kilka lat wynajmować. Wiadomo przecież, że najem to popularna forma inwestowania przez najemców sporych pieniędzy w próżnię, albowiem nie tworzy w ten sposób majątku trwałego.
Wakacje się skończyły, mamy jesień, a ożywienie rynkowe nie mija. Na dodatek można się spodziewać, że przez ostatnie dwa miesiące roku pozytywna dla rynku tendencja się utrzyma. I to bez żadnego sztucznego boomu, który przeżywaliśmy przez ostatnie dwa lata. Rząd nie zdecydował się bowiem na likwidację jakiejś ulgi związanej z mieszkalnictwem. Pewnie też dlatego, że nie bardzo miał czego nam odebrać.