Długie rozmowy w pokojach nauczycielskich, picie kawy i herbaty, ale też dyscyplinowanie się nawzajem, żeby jednak nie pracować. Tak od poniedziałku toczy się życie w szkołach.
Strajk toczy się aż do odwołania. Oznacza to, że każdego dnia pracownicy przychodząc do szkół decydują, czy nadal biorą w nim udział. W ostatniej więc chwili dyrektorzy dowiadują się o tym, ile osób wciąż protestuje, a ile będzie mogło zapewniać opiekę uczniom. W ostatniej chwili mogą zatem poinformować rodziców o sytuacji. Robią to za pomocą stron internetowych szkół czy wiadomości w dziennikach elektronicznych.
Przy stolikach przy wejściu do szkół przez cały dzień siedzą członkowie komitetu strajkowego – zwykle 3-5 osób. To właśnie tam pozostali nauczyciele, którzy strajkują, podpisują listę. Potem zbierają się w pokojach nauczycielskich.
Siedzimy. I rozmawiamy
– Rozmawiamy o szkole, o strajku, o naszej pracy. Wczoraj z napięciem śledziliśmy też konferencje prasowe Związku Nauczycielstwa Polskiego. Przyznam, że obawialiśmy się, że podpisane zostaną porozumienia bez spełnienia naszych postulatów. ZNP nie poszło jednak w ślady Solidarności i dobrze nas reprezentuje – ocenia pani Ewa, protestująca nauczycielka z Lublina.
– Strajkujący nauczyciele spędzają w szkole czas, w którym normalnie prowadzą zajęcia. U nas siedzą w swoich pokojach nauczycielskich czy pokojach trenerów – relacjonuje przewodniczący komitetu strajkowego z SP nr 16 w Lublinie. – To wyjątkowa sytuacja, bo zwykle nie mamy czasu na spędzanie tam czasu i rozmowy. Zwykle pokój nauczycielski jest pusty, bo na przerwach nauczyciele są w swoich pracowniach lub pełnią dyżury na korytarzach.
Życzenia zamiast rachunku
Nauczyciele powstrzymują też kolegów przed sprawdzaniem prac domowych czy klasówek.
– Staramy się nawzajem dyscyplinować, żeby strajk nie był czasem nadrabienia zaległości, bo nie o to chodzi. Jest pokusa, ale zrobimy to dopiero, jak sytuacja się wyjaśni i strajk się skończy – przyznaje nauczyciel z SP 16.
Na internetowych forach nauczycielskich pedagodzy publikują też zdjęcia ze strajku. Coraz częściej pokazują wspierających ich rodziców i uczniów, którzy potrafią przynieść im pudło pełne pączków. Albo właścicieli pizzerii, którzy zamiast rachunku za zamówiony posiłek przysyłają gratis z życzeniami wsparcia.
Ale właśnie takie zachowanie nie wszystkim się podoba.
Kawa, herbata, ciasto. To ma być strajk?
– Weszłam w poniedziałek do jednej ze szkół na Kalinowszczyźnie. Na holu, niedaleko wejścia stały stoliki, kawa, herbata, ciasto. Nauczyciele siedzieli roześmiani. To ma być strajk? Wcześniej ich popierałam, ale jak zobaczyłam, jak to wygląda, to przestałam – opowiada emerytowana nauczycielka chemii, która zadzwoniła do naszej redakcji.
Kobieta wspomina jak wyglądał strajk, w którym brała udział wiele lat temu.
– Nie pracowaliśmy, nie realizowaliśmy materiału, nikt nie wpisywał tematów do dzienników, ale byliśmy w klasach z uczniami. Wiem, że były placówki, gdzie lekcje prowadzili zarówno profesorowie, jak i studenci z lubelskich uczelni. Były to bardzo ciekawe zajęcia. Strajkowaliśmy, ale dzieci nie były zostawione same sobie. I nie było picia kawki na holu. Powiedziałam to strajkującym. W odpowiedzi usłyszałam niemiłe słowa – dodaje Czytelniczka.