Mają dosyć głodowych pensji i chcą podwyżek. Nauczyciele zaczęli głośno mówić o swoich warunkach pracy i apelują do rodziców, by zrozumieli powody rozpoczęcia strajku. Jego datę utrzymują jednak w tajemnicy.
W czwartek, po nieudanych rozmowach z minister oświaty, Związek Nauczycielstwa Polskiego podjął uchwałę w sprawie sporu zbiorowego. Jeśli pracownicy oświaty nie otrzymają 1000-złotowej podwyżki, rozpoczną protest.
– Aby szkoła mogła przystąpić do strajku, musi wcześniej przeprowadzić procedury związane ze sporem zbiorowym. To zgłoszenie żądań, rokowania i mediacje. Dopiero nieosiągnięcie porozumienia, rozwiązującego spór zbiorowy w trakcie mediacji, otwiera drogę do zorganizowania strajku, który jest wówczas legalny – informuje Magdalena Kaszulanis, rzecznik prasowa ZNP.
Związkowcy chcą wejść w spory zbiorowe z pracodawcami nie później niż 8 lutego. Kolejne tygodnie upłyną na mediacjach. To oznacza, że strajk w szkołach rozpocznie się nie wcześniej niż po zakończeniu ferii zimowych, 25 lutego. Częściej jednak mówi się o terminie w połowie marca lub nawet początku kwietnia, kiedy mają się odbyć egzaminy ósmoklasistów i gimnazjalistów.
Wielu nauczycieli nie chce czekać jednak do tego czasu i o swoje prawa walczy idąc na zwolnienia lekarskie.
– Na Lubelszczyźnie niewiele mówi się na ten temat, bo tu do akcji przystąpili tylko pojedynczy pedagodzy. Ludzie boją się konsekwencji – mówi nauczycielka z Lublina, która w ubiegłym tygodniu poszła na tygodniowe zwolnienie. – Nie bałam się iść na L4, bo rzeczywiście byłam przeziębiona. W normalnych warunkach przechodziłabym chorobę, kiedy jednak trzeba pokazać solidarność z innymi protestującymi, nie miałam wątpliwości.
Nauczyciele otwarcie mówią o powodach protestu: – Nie będę miała najmniejszych wątpliwości, żeby przestać pracować. Chcę jednak najpierw podzielić się z rodzicami moich uczniów powodami takiej decyzji. Dlatego na swoim profilu w internecie opublikowałam pasek z wypłatą. Pokazuję, że mając trzy fakultety zarabiam mniej niż gdybym pracowała na kasie w sklepie. Tak chyba być nie powinno – mówi nauczycielka z Chełma.
– Jestem nauczycielem kontraktowym z Lublina. Moje pensum to 0,9 etatu, co na rękę daje 1568 zł. Nie mam żadnych dodatków. Takie zarobki otrzymuję po siedmiu latach stażu pracy. Jest trudno. Spłacam kredyt hipoteczny w wysokości 600 zł miesięcznie – mówi inny nauczyciel.
Ile zarabiają?
Jakie pensje otrzymują nauczyciele w woj. lubelskim? Prosimy nauczycieli szkół i przedszkoli z całego regionu o nadsyłanie do nas pasków swoich wypłat wraz z informacją, o tym ile lat pracują i jak wygląda ich praca. Czy pracujecie Państwo w jednej szkole, czy łączycie etaty? Jak długo zajmują wam dojazdy do pracy? Ie wynoszą dodatki? Jeśli nie chcecie Państwo mówić na ten temat otwarcie, gwarantujemy anonimowość. Na podstawie otrzymanych informacji chcemy stworzyć mapę nauczycielskich zarobków na Lubelszczyźnie. Na wiadomości czekamy pod adresem: agnieszka.kasperska@dziennikwschodni.pl