Rodzice uczniów Społecznej Szkoły Podstawowej im. Sebastiana Klonowica w Lublinie boją się, że konflikt między kadrą odbije się negatywnie na ich dzieciach. Na korytarzach ostatnio niewiele mówiło się o końcu roku, a częściej o mobbingu i możliwym odejściu części nauczycieli.
– O konflikcie, jaki panuje w szkole od dawna, dowiedziałam się dopiero na początku czerwca – opowiada mama jednego z uczniów. – Okazało się, że dotychczasowa pani dyrektor zrezygnowała z prowadzenia szkoły. Powstał też plan odwołania dotychczasowego prezesa stowarzyszenia prowadzącego szkołę, m.in. za to, że pozwolił na przejęcie obsługi księgowej przez firmę prowadzoną przez jego żonę. Kilka dni później gruchnęła plotka, że szkołę chce kupić biznesman, którego dzieci uczą się w „Klonowicu”.
Informacje o tym, co dzieje się w szkole, większość rodziców znajdowała w publikowanych na internetowym profilu szkoły listach (dziś zostały już one usunięte – red.) różnych grup rodziców, w wiadomościach mailowych i prywatnych telefonach.
– Sytuacja była coraz bardziej denerwująca, bo nie tylko z dnia na dzień, ale i z godziny na godzinę dowiadywaliśmy się coraz to nowych i bardziej niepokojących rzeczy – przyznaje inny rodzic. – Żona kilka dni nie spała zastanawiając się, czy nie będzie musiała szukać dla syna nowej szkoły.
List, który poruszył lawinę
Tym, co rodziców poruszyło najmocniej, była jednak wiadomość o tym, że była dyrektor szkoły mogła dopuścić się mobbingu. Dowiedzieli się tego z listu sygnowanego przez 18 nauczycieli szkoły. Pedagodzy przyznali w nim, że od kilku lat w ich relacjach z dyrekcją brakuje dialogu, a decyzje pani dyrektor „przez ostatnie lata stawały się coraz bardziej nieprzewidywalne i chaotyczne, co powoduje brak stabilności i poczucia bezpieczeństwa”. Stwierdzili, że ich działania „są krytykowane, a osoby, które je prowadzą, spotykają się z niezrozumiałą dla nich niechęcią”.
– Konsekwencje pewnych zachowań byłej pani dyrektor (…) poskutkowały wniesieniem pozwu o mobbing, a w konsekwencji olbrzymimi stratami finansowymi – napisali. – Istnieje realna groźba, że kolejne osoby wniosą sprawy o mobbing, a koszty finansowe i wizerunkowe tych spraw spowodują, że „Klonowic” przestanie istnieć.
– Nauczyciele zagrozili wprost, że odejdą z pracy, jeśli była dyrektorka zostanie nowym prezesem, a takie były plany – mówi inny rodzic. – Podzieliliśmy się wtedy na frakcje opowiadające się za panią dyrektor lub za prezesem. Wszyscy obawiali się najbardziej, że z „Klonowica” odejdą nauczyciele pracujący na wyniki dzieci i atmosferę panującą w szkole. Wtedy musielibyśmy szukać w wakacje innych szkół gotowych przyjąć nasze dzieci.
A może jednak się uda?
Po burzliwych początkach czerwca teraz wiele wskazuje na to, że w „Klonowicu” uda się jednak wypracować kompromis. Wszystko po zorganizowanym w ubiegłym tygodniu zamkniętym dla mediów spotkaniu, w którym udział brali szefowie stowarzyszenia, nauczyciele i rodzice.
– Było bardzo nerwowo, ale wszystkie strony po części ustąpiły. Wydaje mi się, że udało się wypracować mądre porozumienie. Teraz potrzeba nam już tylko spokoju, by dzieci mogły bez stresu wrócić do szkoły po wakacjach i przygotowywać się do egzaminu ósmoklasisty. Mają się czym denerwować. Więcej problemów im nie trzeba – mówi mama ucznia klasy siódmej.
– Przyznaję, że sytuacja wymknęła się spod kontroli. Nigdy nie zamiatałam jednak sprawy pod dywan. Rzekomy mobbing dotyczący jednej osoby był omawiany na posiedzeniach zarządu (stowarzyszenia – red.). Rzeczywiście omijaliśmy z tym tematem rodziców, by nie wywoływać wśród nich niepotrzebnych niepokojów i poczucia braku bezpieczeństwa – przyznaje Eliza Nowikowska, współzałożycielka i wieloletnia, była już dyrektor „Klonowica”.
Nowikowska uważa, że szkoła jest szczególną instytucją. – Uczy demokracji, ale nie jest demokratyczna – podkreśla. – Kiedy idę do nauczyciela na hospitację, mogę zostać oskarżona o mobbing, bo tak odebrana może zostać każda moja uwaga dotycząca jego pracy, postawy, czy emanowania emocjami. To, co niektórzy odbierają jako ostracyzm, czy próby wywarcia nacisku, szczególnie w odniesieniu do administracji, która pełni rolę służebną, mnie kojarzy się z odpowiedzialnością i troską o całość. Być może tak było w tej sytuacji. Szanuję jednak ludzkie uczucia i emocje. Konflikt jest wyraźnie emocjonalny. Dla części grona jestem teraz osobą nie do przyjęcia. Rezygnuję więc z ważnych funkcji, żeby nie dolewać oliwy do ognia. Wierzę, że porozumiemy się dla dobra szkoły i uczniów. Teraz potrzebny jest spokój i omówienie wszystkich wątpliwości.
Nowe otwarcie?
– Szkoła ma ogromny potencjał, ale potrzebuje nowego otwarcia. Oprócz zmiany dyrektora potrzebna jest też zmiana prezesa, dlatego odejdę z tego stanowiska, po zwołaniu kolejnego walnego zebrania we wrześniu – zapowiada prezes stowarzyszenia Andrzej Sergiel.
Wszystko wskazuje na to, że od przyszłego roku szkolnego do zarządu ma wejść po dwóch rodziców wybieranych z każdej klasy. Dzięki temu będą oni wiedzieli na bieżąco, co dzieje się w szkole i mieli większy wpływ na wszystkie podejmowane decyzje.
– To, że nie mówiono nam przez lata o wewnętrznym konflikcie, było błędem – uważa jeden z rodziców. – Rozumiem dobre intencje i to, że w pewnym sensie chciano nas chronić. Mówienie wprost oczyszcza jednak relacje i nie prowadzi do plotek i domysłów, które mogą zatruć ludziom życie.