Słowo „elektromobilność” padało z ust prelegentów Kongresu Nowej Mobilności w Lublinie tysiące razy i było odmieniane przez wszystkie przypadki. Kryje się za nim rewolucja, która ma wprowadzić na polskie drogi rzesze aut elektrycznych i hybrydowych. Na razie jednak trzeba się uzbroić w cierpliwość
Międzynarodowa firma audytorska KPMG w swoim badaniu „Global Automotive Executive Survey” podkreśliła, że elektromobilność to kluczowy trend w branży motoryzacyjnej. I faktycznie, na koniec 2018 roku - według niemieckiego Centrum Energii Słonecznej i Badań nad Wodorem (ZSW) - po światowych drogach jeździło 5,6 mln samochodów elektrycznych i hybryd plug-in (drugie z tych aut ma konwencjonalny silnik spalinowy połączony z motorem elektrycznym - przyp. aut.). Najwięcej takich pojazdów jest w Chinach (2.61 mln) i w USA (1.1 mln).
Na tle innych krajów w Polsce podobne statystyki wyglądają blado. Warto jednak wziąć poprawkę na to, że jest to sektor motoryzacyjny, który stawia w kraju nad Wisłą swoje pierwsze kroki. Według danych Polskiego Stowarzyszenia Paliw Alternatywnych, na 20 mln zarejestrowanych aut 6300 to samochody elektryczne i hybrydowe. - Musimy, jako Polska, wykazać się wielkim wizjonerstwem, jeśli chodzi o przyszłość, oraz pragmatyzmem, jeśli chodzi o to, co teraz najlepiej się sprzedaje - apelował wiceminister środowiska Michał Kurtyka podczas zakończonego we wtorek, 10 września, pierwszego Kongresu Nowej Mobilności w Lublinie.
W kwietniu tego roku Beata Jędrzejewska-Kozłowska, dyrektor Biura Zarządzania Energią w Urzędzie Miasta mówiła, że w Lublinie było zarejestrowanych 35 elektrycznych samochodów osobowych, 5 ciężarowych i ponad 400 hybrydowych plug-in. Ładowarek również nie było zbyt wiele, bo pięć, ale w planach jest powstanie dwunastu kolejnych. Lepiej wygląda za to sytuacja w kontekście komunikacji zbiorowej. W tej chwili pojazdy zeroemisyjne stanowią 37 proc. całego taboru. Do 2023 roku ma być ich już 50 proc.
W Polsce jest obecnie 785 punktów ładowania samochodów elektrycznych, z czego 300 z nich umożliwia szybkie doładowanie. Kluczowe w kontekście elektromobilności jest nie tylko rozmieszczenie takich stacji, ale także odpowiednie nimi zarządzanie. Łukasz Grądzki z firmy ENGIE powiedział podczas swojej prezentacji na Kongresie, że dziennie pokonujemy samochodem odległość około 60-70 kilometrów. W przypadku baterii samochodowej o pojemności 30 kWh, zużycie w takim przypadku sięga około 15-18 kWh. Najwolniejsza obecnie dostępna ładowarka do pojazdu elektrycznego pozwoli nam uzupełnić takie ubytki w trzy godziny. Zdaniem Grądzkiego, istotna jest również sama infrastruktura stacji ładowania. Przykładowo, przy dużym obciążeniu ładowarek na parkingu, najwięcej mocy ma być skierowane do tego auta, którego bateria pracowała najbardziej intensywnie. W tym czasie ładowanie pozostałych pojazdów zostanie na krótko wstrzymane do czasu wyrównania poziomów ich pojemności.
Podczas Kongresu Nowej Mobilności przedstawiciele 30 samorządów - w tym Lublina, Warszawy czy Łodzi - oraz wiceminister środowiska Michał Kurtyka podpisali Deklarację Miast na rzecz rozwoju elektromobilności. To kolejny dokument, po uchwalonej w zeszłym roku ustawie o elektromobilności i paliwach alternatywnych, który ma pomóc w rozwoju rynku pojazdów zeroemisyjnych.
Ciągle jednak brakuje ustandaryzowanych oznaczeń poziomych i pionowych dla aut elektrycznych. Wspomniana ustawa wprowadziła znak wjazdu i końca strefy czystego transportu. Od 2021 roku „elektryki” będą też jeździć na zielonych tablicach rejestracyjnych. PSPA zaproponowało system identyfikacji wizualnej dla elektromobilności. W praktyce chodzi o wprowadzenie czytelnego i jednolitego oznakowania pionowego i poziomego dla właścicieli aut elektrycznych. Takie znaki miałyby informować, między innymi o tym, gdzie jest najbliższa ładowarka.