Nie tylko najstarsi górale, ale też właściciele kantorów i ekonomiści nie pamiętają takich czasów. We wtorek kurs dolara po raz pierwszy przebił 5 zł. Amerykańska waluta ma doborowe towarzystwo – szwajcarskiego franka. Powoli tym śladem kroczy też euro. Co to dla nas oznacza?
Był jeden taki dzień – wspomina właściciel kantoru przy Peowiaków, walutowej ulicy Lublina – Kiedy dolara kupowaliśmy po 1,90, a sprzedawaliśmy po 2 zł. Ale to był tylko jeden dzień i to było w 2008 roku.
W 2008 roku światowa gospodarka zaliczyła ostre hamowanie po kryzysie na rynku kredytów hipotecznych w USA i upadku jednego z największych (600 mld aktywów) i najstarszych (150 lat) banków inwestycyjnych na północnoamerykańskim kontynencie – Lehman Brothers.
Frankowiczów zapiecze
Czynników, które już powodują negatywne skutki dla lokalnych i globalnych rynków, jest dziś prawdopodobnie więcej niż w 2008. Ale to, co w ostatnich dniach stało się z dolarem i frankiem, jest bezprecedensowym wydarzeniem na rynku walutowym.
Dolar nie tylko przebił granicę 5 zł, ale znacząco przegonił też euro, które wygląda teraz na biedniejszego brata i wciąż błąka się w okolicach 4,8-4,9 zł. Kroku dolarowi dotrzymuje szwajcarska waluta, co będzie miało znaczenie dla tych, którzy mają kredyty hipoteczne we frankach. Przy spłacie kolejnej raty trzeba będzie głębiej sięgnąć do kieszeni, tym bardziej że Szwajcarski Bank Narodowy podniósł ostatnio stopy procentowe z minus 0,25 do plus 0,5 p.p. Urósł też sam frank, po raz pierwszy strasząc frankowiczów „piątką” z przodu.
Ale ten rajd walut w górę nie wszystkich martwi.
– Na pewno jest to korzystna sytuacja dla eksporterów, którzy za sprzedane produkty lub świadczone usługi otrzymują zapłatę w dolarach lub euro – komentuje dr Jakub Czerniak z Katedry Mikroekonomii i Ekonomii Stosowanej UMCS. – Z drugiej strony za dolary i euro kupujemy surowce energetyczne, przede wszystkim gaz i ropę naftową. Może to niekorzystnie przełożyć się na inflację, podobnie jak wzrost kosztów importu pozostałych dóbr.
Dlaczego dolar zyskuje
Skąd w ogóle taki rajd walut i osłabienie złotego? Zdaniem dr. Czerniaka mają na to wpływ przede wszystkim czynniki geopolityczne i związana z nimi niepewność.
– W Europie to wojna w Ukrainie i problemy z surowcami energetycznymi, bo jeśli wystąpią ich braki albo będą one drogie, to może pojawić się (lub pogłębić) ewentualna recesja. A inwestorzy uciekają z rynków, na których są problemy. Na tym tle USA jawią się nadal, mimo problemów z inflacją, jako silna i stabilna gospodarka, która - jeśli chodzi o surowce - jest w dużym stopniu samowystarczalna.
Jak podkreśla ekonomista, najnowszym czynnikiem wzmacniającym dolara jest ubiegłotygodniowe podniesienie stóp procentowych przez System Rezerwy Federalnej wraz z towarzyszącym mu komunikatem o determinacji Fed do obniżenia inflacji do 2 proc, która w sierpniu wyniosła 6,3 proc. Dlatego dolar aż tak zyskuje, wyraźnie przeganiając już euro.
Walutowy kij ma dwa końce
Robert Chmielewski, właściciel i dyrektor generalny firmy Lactex z Lublina, która od 30 lat eksportuje do 40 krajów produkty mleczarskie o przedłużonym terminie ważności, o sytuacji na rynku walutowym mówi wprost: – Eksporterzy mają teraz żniwa. Jeszcze tydzień temu sprzedawaliśmy dolary po 4,85 zł i byliśmy z tego bardzo zadowoleni, a teraz kurs wynosi już 5,02, więc to już jest kosmos.
Chmielewski podkreśla, że jego firma od lat była wierna dolarowi i w tej walucie rozliczała się z odbiorcami z Azji, w tym przede wszystkim z Chin, bo na tamten rynek wysyła aż 90 proc. towarów. Mniejsze ilości trafiają do Afryki i na Bliski Wschód.
– Ale kij zawsze ma dwa końce – zaznacza właściciel Lactexu. – Trzeba pamiętać, że nasi chińscy partnerzy muszą kupować dolary i dla nich z kolei ta waluta zrobiła się bardzo droga. W ciągu miesiąca USD podrożał z około 6,3 do 7,3 juana. Przy takim kursie maleje popyt, co może się z kolei przełożyć na nasz eksport – wyjaśnia nasz rozmówca.
Co będzie dalej? – Myślę, że musi przyjść korekta, bo te wzrosty są za szybkie i za duże; że będzie jakaś interwencja NBP, bo przecież w walutach rozliczamy się za surowce energetyczne. Już teraz mleczarnie, z którymi współpracujemy, mają ogromne problemy związane z gwałtownym wzrostem kosztów produkcji.
W kantorach ruchu nie ma
A jak reagują drobni ciułacze? Wbrew pozorom do kantorów nie ustawiają się kolejki sprzedających twarde waluty.
– Tak mi się wydawało, ale sprzedających i kupujących jest mnie więcej tyle samo – ocenia właściciel kantoru z Peowiaków. – Sytuacja polityczna i gospodarcza jest taka, że ci, którzy mają waluty, boją się sprzedawać. Wolą jeszcze trzymać. Sprzyja natomiast spekulacjom, a każda informacja może spowodować gwałtowną reakcję, że waluta szybko wzrośnie albo równie szybko spadnie. Bo biznes przecież musi się kręcić – komentuje.