Rozmowa z Goncalo Feio, trenerem Motoru Lublin
- Motor po przerwie na reprezentację wrócił do gry w Tychach, ale przegraliście z tamtejszym GKS 0:2. To była pierwsza wyjazdowa porażka w tym sezonie. Przerwa nie wybiła was trochę z rytmu?
– Absolutnie nie, wykorzystaliśmy ten czas na powrót piłkarzy po kontuzjach. Wykorzystaliśmy też na dobre przygotowanie do meczu z GKS Tychy. Byliśmy naprawdę w stu procentach gotowi na przeciwnika, wszystko ułożyło się jeden do jednego tak, jak planowaliśmy. Po prostu zabrakło skuteczności w naszych interwencjach w obronie, ale i skuteczności ostatniego podania i finalizacji w polu karnym przeciwnika. To był jednak dobry występ naszego zespołu. Pomimo naszego niezadowolenia z końcowego wyniku.
- Przed wami prestiżowy mecz z Wisłą Kraków, jak przed tym spotkaniem wygląda sytuacja kadrowa w drużynie? W Tychach na boisku pojawił się już Rafał Król, a jak ze zdrowiem Mathieu Scaleta?
– Cieszymy się z każdego powrotu do zespołu, tym bardziej, że w przypadku Rafała chodzi też o jednego z naszych kapitanów. Trzeba też dodać, że po ciężkiej pracy wydaje się, że Marcel Gąsior też pożegnał już dolegliwości, które ostatnio mu towarzyszyły. To jednak nie wszystko, bo z tygodnia na tydzień coraz lepiej wygląda również Damian Sędzikowski, który też ma za sobą długą przerwę. Jeżeli chodzi o Mathieu, to uczestniczy już w treningach z zespołem.
- W Tychach nawet na ławce rezerwowych zabrakło Kacpra Wełniaka. Czy to był efekt urazu czy po prostu wybrał pan na ten mecz innego napastnika – Michała Żebrakowskiego, który także wrócił do drużyny po długiej przerwie?
– Przewidując, jaka będzie charakterystyka rywala wybrałem właśnie Michała Żebrakowskiego i Kacpra Śpiewaka. Kacper Wełniak ciężko jednak pracuje na każdym treningu, żeby wejść do składu już w następnym spotkaniu. Zresztą tak jak Dawid Kasprzyk.
- Podkreślał pan już wiele razy, że najważniejszy jest zespół, a nie jednostki. Bartosz Wolski wyrasta jednak na postać numer jeden w drużynie. Przez trzy lata w Stali Rzeszów zdobył cztery gole, czyli tyle, ile w siedmiu występach dla Motoru Lublin. Z czego wynika jego skuteczność: innego ustawienia, bardziej ofensywnej gry czy może postępu w finalizacji akcji. A może ze wszystkiego po trochu?
– Piłka nożna to sport zespołowy, a wartość oraz jakość gry jednego piłkarza jest zawsze bezpośrednio związana z drużyną. Bartosz Wolski trafiając do nas posiadał jakość i charakterystyki, które uznaliśmy za potrzebne do wdrożenia go do gry w naszym zespole. Natomiast poprzez to, jak gramy, on przebywa w strefach, gdzie gra bliżej bramki rywali niż w Stali Rzeszów. Poza tym, drużyna stwarza mu sytuacje i pozycje, które pozwalają wykorzystać jego jakość techniczną. W tym przypadku, w finalizacji. Dzięki temu ma takie liczby u nas. Oczywiście, chciałbym podkreślić również, że jest to piłkarz, który mimo swojej wartości bardzo ciężko pracuje. Nie opuszcza nawet żadnego dodatkowego treningu. Jest obecny na wszystkich zajęciach indywidualnych i ciężko pracuje chociażby nad finalizacją. Praca zawsze przyniesie nagrodę, należy jednak podkreślić, że nasz model gry i praca zespołowa powodują, że każdy piłkarz staje się lepszy.
- Mecz z Wisłą chyba musi być dla pana wyjątkowy. Raz, że to były klub, a dwa, że dyrektorem sportowym jest tam Kiko Ramirez, z którym bardzo dobrze się znacie i współpracowaliście ze sobą także w Grecji…
– Przede wszystkim jest to wyjątkowy mecz dla naszych kibiców, więc siłą rzeczy także dla mnie i dla drużyny. Gramy dla kibiców i dla siebie oczywiście też. Co do Kiko to na pewno prawda, że łączą nas, myślę, że mogę tak powiedzieć – przyjacielskie relacje. Jest to osoba, ale i dyrektor sportowy, którą bardzo cenię i szanuję. Pracowałem też z Radkiem Sobolewskim, czyli obecnym szkoleniowcem i też mam do niego bardzo dużo szacunku. Na boisku nie ma jednak kolegów i przyjaciół. Mecz piłkarski to walka, w której każdy dąży do zwycięstwa. Dlatego nie ma znaczenia, z kim się gra, z każdym chcemy wygrywać. Tym bardziej, że zagramy w domu, przed naszymi kibicami.
- „Biała Gwiazda” na razie nie zachwyca, zajmuje miejsce w drugiej dziesiątce tabeli, ale czy dla pana to nadal jeden z faworytów do awansu?
– To zespól z bardzo dużą jakością indywidualną. Takie drużyny potrzebują czasami jednego meczu lub jednego momentu, żeby „puściło”, żeby drużyna znalazła swoją dynamikę i pewność siebie i żeby potem seryjnie punktowała. Uważam, że zdecydowanie, zarówno Wisła, jak i Miedź Legnica oraz Górnik Łęczna, to są kluby, które stawiam jako głównych kandydatów do awansu. Jesteśmy w pełni świadomi, z jakim przeciwnikiem przyjdzie nam się zmierzyć. Przed nami rywal, który lepiej czuje się będąc przy piłce niż bez niej. Musimy się wykazać kulturą piłkarską i zmuszać Wisłę do tego, co lubi najmniej, czyli do pracy bez piłki. W dużej mierze nasza strategia na to spotkanie będzie się na tym opierała. A jaki to może być mecz? Na pewno otwarty, w którym dwie drużyny będą dążyć do tego, żeby zdominować przeciwnika.
- Wiadomo, że z powodu występów na Arenie Lublin Zorii Ługańsk w Lidze Konferencji Europy Motor nie miał możliwości normalnie przygotować się do spotkania z Wisłą Kraków. To duży problem?
– Nie chcę robić z tego wymówki, ale myślę, że wielu trenerów wykorzystałoby sytuację. W końcu przed dwa dni nie będziemy mogli przygotowywać się na swoim stadionie. To dla wielu byłaby wymówka do gorszej gry, z powodu trudności w przygotowaniach. Ja jednak takim człowiekiem nie jestem i nie szukam wymówek. Tak samo nasza drużyna, to droga donikąd. Ustaliliśmy sobie plany organizacyjne i przez dwa dni będziemy funkcjonowali na Aqua Lublin, jeżeli chodzi o sprawy pozaboiskowe, czyli: zbiórki, odprawy, pracę na siłowni, regenerację czy rozmowy indywidualne. Same treningi to już jednak praca na bocznym boisku Areny Lublin. Co nie zmienia jednak faktu, że po tym wszystkim, co zrobiliśmy jako drużyna dla tego miasta, dla Lublina, boli nas to, w jaki sposób jesteśmy w tej chwili traktowani. Jako trener nie będę tolerował takiego traktowania drużyny, którą jest dumą dla każdego kibica.
- Po ośmiu kolejkach Motor jest w czubie tabeli. Czy można już powiedzieć, na co w ogóle stać w tym sezonie drużynę i z jakiej pozycji na koniec sezonu byłby pan zadowolony?
– Po tych ośmiu meczach, a także po dogłębnej analizie naszych spotkań, w zdecydowanej większości okazaliśmy się lepszym zespołem od rywali, a potwierdzają to także statystyki. To nam pokazuje, że poprzez ciężką pracę, konsekwencję i wiarę, stać nas na sprawienie niespodzianki. Natomiast zdajemy sobie także sprawę, że każdy mecz w tej lidze jest bardzo trudny i wymagający. Marzenia oraz ambicje o awansie do ekstraklasy mogą istnieć w nas, ale czyny decydują o teraźniejszości i teraźniejszością jest zawsze następny dzień, następny trening i następny mecz. Tylko w ten sposób podchodząc do każdego spotkania, jakby był on tym decydującym można coś osiągnąć.