Trener Goncalo Feio nie raz wyjaśniał już, że wraz ze swoim sztabem nie pozostawia w zasadzie żadnej sytuacji przypadkowi. Można było się o tym przekonać w końcówce spotkania z Zagłębiem Sosnowiec. Kiedy gospodarze szykowali się do strzału z „wapna”.
Każdy, kto ogląda mecze piłki nożnej wie, że w dzisiejszych czasach rywale próbują wytrącić z równowagi wykonawcę rzutu karnego najróżniejszymi sposobami. A kiedy emocje sięgają zenitu, kiedy są kontrowersje, łatwiej dać się ponieść emocjom.
Właśnie tak było w końcówce spotkania Motor – Zagłębie. Po tym, jak sędzia wskazał po raz drugi na „wapno” było jasne, że VAR prędzej czy później jednak przyjrzy się całej sytuacji. Nawet wtedy żółto-biało-niebiescy wykazali się sprytem i byli gotowi na „brudne gierki” ze strony przeciwnika.
Najpierw wydawało się, że karnego będzie strzelał Jakub Lis. I na pewno nawet kibice gospodarzy byli tym faktem mocno zdziwieni. W końcu etatowym wykonawcą jedenastek w takich sytuacjach jest zdecydowanie bardziej doświadczony Rafał Król. O tym, że wszystko było zaplanowane opowiedział po meczu trener Feio.
– Wiedząc, że gramy w lidze, która ma system VAR, zdajemy sobie sprawę, że od decyzji o karnym do jej potwierdzenia może minąć sporo czasu. Przeciwnicy mogą wtedy próbować sprowokować wykonawcę rzutu karnego. Piłkarze wykonują, to co ustalamy, są inteligentni. Dlatego byliśmy na to gotowi. Jakub Lis wziął piłkę, później podszedł także Mariusz Rybicki, chociaż wszyscy wiedzieli, że oni nie wykonują u nas karnych. Próbowali wytrącić Lisa z równowagi, ale kiedy przyszedł odpowiedni moment, to Rafał wziął piłkę z czystą głową i wykonał skutecznie karnego. To jest to, kim jesteśmy. Mamy swoje wady, ja też jako trener, ale staramy się minimalizować szanse na przypadki i w tej sytuacji na pewno się udało – mówi trener Feio.
Szkoleniowiec przyznał też, że są jednak elementy do poprawy. – Największym minusem podczas spotkania z Zagłębiem było nasze zarządzanie meczem przy prowadzeniu 2:1 i 3:2. Mogliśmy to na pewno zrobić lepiej, zwłaszcza przy 2:1. Wygraliśmy i nie będziemy wybrzydzać. Chciałoby się wygrać 3:0 i zachować czyste konto, ale przeciwnik też pracuje i też ma jakość. Najważniejsze, że mamy trzy punkty. Kibice się cieszą, my powoli stajemy się dumą Lublina, a na tym mi bardzo zależy, bo ten klub ma ogromny potencjał. Największym plusem było to, że potrafiliśmy być zespołem dominującym, w pierwszym meczu nowego sezonu, w wyższej lidze – zapewnia opiekun żółto-biało-niebieskich.
Już w najbliższy piątek ekipa z Lublina wraca do walki o punkty. Tym razem zmierzy się na wyjeździe z Lechią Gdańsk, której postawa na pewno jest jedną wielką niewiadomą. Ten mecz, podobnie, jak inauguracja na Arenie Lublin zaplanowano na godz. 20.30.