24 koła gospodyń wiejskich z gminy Ulhówek w powiecie tomaszowskim dostały po 8 tys. zł na promocję szczepień przeciwko Covid-19. Podczas dwóch festynów dawki przyjęło… 28 osób. Teraz gospodarne panie muszą oddać dotacje. Czy w tę niezręczną sytuację wmanewrował je wójt?
Do tej pory o gminie Ulhówek położonej przy granicy z Ukrainą głośno było dzięki osobie wójta Łukasza Kłębka, którego strzała Amora trafiła tak celnie, że zaprowadziła go przed oblicze sądu jako oskarżonego o uporczywe nękanie lekarki.
Pani doktor w zeszłym roku pojawiła się w urzędzie podczas akcji szczepień. Od razu wpadła wójtowi w oko. Kłębek do sprawy sercowej podszedł z sercem: wysyłał kwiaty i upominki do jej domu i pracy. Pisał też, jak ustaliła prokuratura, setki SMSów. Miłosne wyznania słał też przez internetowe komunikatory. Ona wielokrotnie mu odmawiała, ale wójt nie odpuszczał.
Sprawy zaszły tak daleko, że kobieta zaczęła się bać o swoje bezpieczeństwo. Zgłosiła sprawę do prokuratury, a ta skierowała do sądu akt oskarżenia przeciwko wójtowi.
– Uważam, że niczego złego nie zrobiłem. Ja naprawdę cały czas ją kocham. I wiem, że to jest ta jedna jedyna – nie ukrywał Kłębek, gdy w marcu b.r., przed pierwszą rozprawą, zdobył się na komentarz dla Dziennika.
Manekin podłączony do kroplówki
W sprawie kół gospodyń wiejskich nie chodzi o miłosny zawód, ale o – równie bolesny – zawód finansowy. I tym razem pierwsze skrzypce miał odgrywać wójt.
By zwiększyć wyszczepienie lokalnej społeczności i w ogóle świadomość, że szczepić się warto, KGW z całego kraju mogły starać się w Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa o pieniądze na wydarzenia organizowane pod hasłem #SzczepimySię.
Warunkiem otrzymania pomocy publicznej (jedno koło mogło dostać 8 tys. zł) była organizacja lokalnego wydarzenia promującego szczepienia. Wymagania Agencji nie były wygórowane:
- KGW miało zapewnić szczepienia przez co najmniej 5 godz. Dziennie,
- podpisać umowę z punktem szczepień; przeprowadzić kampanię informacyjną (na przykład na Facebooku),
- zorganizować co najmniej trzy atrakcje dla uczestników akcji (strefa dla dzieci, sportowa, degustacja).
W gminie Ulhówek imprezy promujące szczepienia postanowiono przeprowadzić hurtowo, a dokładnie w dwóch rzutach. Jako pomysłodawcę takiego rozwiązania wymienia się właśnie wójta Kłębka.
Dwa festyny, 28 zaszczepionych
15 sierpnia zeszłego roku, w Święto Wojska Polskiego, na boisku sportowym w stolicy gminy akcję szczepienia zorganizowało jednocześnie 17 KGW. Dwa tygodnie później, 29 sierpnia, na boisku w pobliskich Dyniskach podczas parafialnych dożynek, ten schemat powtórzyło 7 kół.
Z 259 zdjęć publikowanych na profilu Nasza Gmina Ulhówek widać, że zabawa się udała, a na szczególną uwagę zasługuje otwierająca fotograficzną relację instalacja ze słomy. Manekin pacjenta jest podłączony do kroplówki, za którą robi butelka po wódce.
Nastroje wśród biesiadników były przednie, czego nie można powiedzieć o efektach akcji #Szczepimysię.
– Gdy zaczęliśmy liczyć, ile w ciągu 5 godzin zaszczepiono osób, to wyszło nam, że w Ulhówku były to 23 osoby, a w Dyniskach 5 osób – wylicza Łukasz Osik z wydziału odwołań ARiMR w Lublinie, opierając się na danych z Narodowego Funduszu Zdrowia.
Większe wrażenie robi przeliczenie "wszczepionych" na kwoty wydane na organizację i promocję akcji. W przypadku festynu w Ulhówku 17 kół otrzymało w sumie 136 tys. zł, co oznacza, że koszt podania jednej dawki wyniósł 5913 zł. To i tak prawie dwa razy mniej niż w Dyniskach: 7 kół podzieliło między siebie 56 tys. zł pomocy z Agencji, więc tu jedna dawka kosztowała podatników okrągłe 11.200 zł.
Marnowanie publicznego grosza
– Nie zostały spełnione przesłanki do uzyskania tej pomocy – stwierdza Łukasz Osik, który w czwartek w Wojewódzkim Sądzie Administracyjnym w Lublinie pełnił rolę pełnomocnika Agencji w jej sporze z KGW z gminy Ulhówek o zwrot dotacji. Bo wszystkie koła, gdy wyszło na jaw, że akcja szczepień została przeprowadzona hurtowo, dostały z Agencji wezwania do zwrotu dotacji.
Gdy koła pieniędzy nie oddały, agencja wystąpiła z roszczeniami egzekucyjnymi. Koła odwołały się do WSA, który we wtorek rozpatrzył 15 skarg na decyzję ARiMR, a w czwartek 10. wszystkie usłyszały ten sam niekorzystny wyrok: pieniądze mają zostać zwrócone.
Sędzia NSA Jerzy Marcinowski w ustnym uzasadnieniu podkreślał, że akcja miała być skierowane do "lokalnej społeczności", a więc powinna być przeprowadzona w miejscowości, w której działa KGW, w konkretnej wsi. Tymczasem zrobiono to w zaledwie dwóch lokalizacjach: w Ulhówku i Dyniskach.
– Sąd nie ma wątpliwości, że udzielona pomoc finansowa stanowiła środki nienależnie pobrane i powinny wrócić do Agencji; stanowi ona grosz publiczny i nie może on być marnowany – uzasadniał sędzia Marcinowski, przewodniczący składu.
Dmuchańce i waty za publiczne
– Jestem zaskoczona takim rozstrzygnięciem – nie ukrywa Joanna Buczkowska, przewodnicząca KGW w Tarnoszynie, które organizowało akcję szczepień podczas festynu w Ulhówku. Efekt akcji tego KGW według Agencji: 1 zaszczepiona osoba w wieku 60 minus. – Od początku była mowa, że akcję robimy razem, że tak będzie lepiej. Dlatego moim zdaniem ten zwrot został zasądzony niesłusznie.
Podobnie zaskoczona wyrokiem jest przewodnicząca KGW w Podlodowie, która po rozmowie z Dziennikiem rozmyśliła się i stwierdziła, że nie chce jednak wypowiadać się do prasy. Wcześniej zdążyła podkreślić, że przecież jej koło wydało pieniądze na atrakcje ("Ja miałam zjeżdżalnie, dzieciaki bawiły się z całej okolicy za darmo, był poczęstunek, a nikt nie powiedział, że to ma być indywidualnie. Nie było wyraźnie powiedziane, że jedno koło – jedno wydarzenie. Dostałam propozycję, to się przyłączyłam").
Przewodnicząca przyznała, że szczepienia tego dnia przebiegały marnie (na koncie jej koła jest jedna osoba w wieku 60 minus), ale przecież "dużo było mówione, dbałyśmy, żeby było dużo ludzi, były przemowy, podczas poczęstunku przekonywano do szczepień. Może rzeczywiście nie poszli od razu, ale myśmy się wywiązały"). Kto miał ją namówić do wspólnej akcji – tego nie zdradza.
– Pamiętajmy że są to pieniądze, publiczne, że te wszystkie dmuchańce, skakańce, waty cukrowe czy strzelanie z łuków nie mogą nas, podatników, tyle kosztować. To nie tylko niegospodarne, ale i nieuczciwe – podkreśla tymczasem Łukasz Osik z Agencji.
Kto się w piekle poniewiera?
Co na to wójt Ulhówka, wskazywany jako pomysłodawca wspólnej akcji KGW?
Wcześniej w mediach Łukasz Kłębek chwalił się, że "hurtowa" akcja szczepionkowa to jego pomysł. W sierpniu, zanim zapadły wyroki w WSA, mówił serwisowi prawo.pl: – Nie pozostawiamy pań samych sobie z tym problemem – podkreślał. – Kto daje i odbiera ten się w piekle poniewiera. Niechby nie dawali. Gdyby decyzje były odmowne, to przecież nie byłoby problemu. Nie żałuje, że wpadł na pomysł zorganizowania wielkiego festynu. – Pieniądze zostały dobrze spożytkowane. Dla społeczeństwa, zgodnie z zaleceniami, z wytycznymi. Nie zostały zmarnowane – przekonywał wójt.
Dzisiaj mówi nam tak: – Na piątek mamy umówione spotkanie z kancelariami prawnymi, żeby wypracować stanowisko i dalsze kroki, a najprawdopodobniej będzie to odwołanie do Naczelnego Sądu Administracyjnego – mówi wójt Łukasz Kłębek, który – jak zaznacza – sam jest członkiem KGW w Rzeplinie. – Przyznaję, że sytuacja jest niezręczna, ale ja nie wmanewrowałem KGW w tej sprawę i nie pozostawię ich samym sobie; żadne koła nie będą musiały zwracać tych pieniędzy z własnych środków.
Wójt podkreśla, że skoro była do 'zgarnięcia pula", to trzeba było się zgłaszać. – Wystarczyło jedno hasło: robimy, organizujemy. Kto będzie sprytniejszy, ten te środki zdobędzie.
A na pytanie o to, dlaczego akcja szczepień była tylko w dwóch miejscowościach, a nie we wsiach, w których działają KGW, wójt Kłębek odpowiada: – Decyzje Agencji o przyznaniu dotacji były pozytywne. Niech rząd nie ogłasza takich konkursów, to nie będzie szczepień. Program 500+ też miał zwiększyć dzietność, a nic nie przyniósł, jest zapaść demograficzna. Po prostu wyszło jak zawsze.
Jego zdaniem to nie on narobił problemów gospodyniom. Zrobił to rząd i Agencja Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa.
– Było te ewidentne nadużycie – komentuje tymczasem Krzysztof Gałaszkiewicz, dyrektor lubelskiego oddziału ARiMR. – Jedno koło powinno zorganizować jeden festyn i podczas tego festynu szczepić mieszkańców. A tutaj były nadużycia. Nie chcę powiedzieć, że próba wyłudzenia pieniędzy od Agencji.