Trochę historii
Studio Creative Assembly to dla PC-towych strategów nazwa kultowa. Wszystkie dotychczas wydane gry z "Total War” w tytule (Szogun, Rome i dwa Medieval'e) zdobyły sobie wielkie uznanie. Za przemyślaną rozgrywkę, historyczne realia i niesamowicie wciągające połączenie zarządzania państwem z wielkimi bitwami.
Zwłaszcza te ostatnie robiły kolosalne wrażenie. Tysiące żołnierzy na polu walki ustawionych w klasycznych - dla danego okresu historycznego - formacjach. W Medieval i Medieval 2 były zabójcze szarże ciężkiej jazdy i niezwykle widowiskowe salwy łuczników. W Rome rzymskie legiony dziesiątkowały barbarzyńców i ślicznie formowały "żółwia”. A do tego mnóstwo opcji taktycznych - w tych grach to my o wszystkim decydowaliśmy.
W Empire jest tak samo, tylko bardziej.
Zaklikać się nie da
Rzecz dziej się w XVIII wieku. Na mapie świata (w systemie turowym) zarządzamy naszym państwem. Prusy, Imperium Osmańskie, Anglia, Rzeczpospolita… do wyboru, do koloru. Tu musimy się zatroszczyć o finanse, gospodarkę, rozwój naukowy, dyplomację, handel, budowę zamorskich kolonii i rozwój naszej armii.
Nie możemy zapominać o odpowiednim doborze ustroju, religii i niezbyt czystych zagraniach wobec przeciwnika (dywersja, morderstwa polityczne, wzniecanie zamieszek). Mówiąc w skrócie: możemy tu robić to wszystko, o czym czytaliśmy w podręcznikach do historii.
Aż wreszcie przychodzi ten moment, kiedy - jak mawiał von Clausewitz - wojna staje się przedłużeniem dyplomacji. Wtedy przenosimy się na pole walki i w czasie rzeczywistym walczymy z przeciwnikiem. Tu liczy się nie tylko liczebność naszych wojsk, ale też ich dowódcy, morale, ukształtowanie terenu i przede wszystkim nasze umiejętności taktyczne. Tu się nie da wroga zaklikać na śmierć.
Kolejne gry z serii "Total war” oprócz nowych teatrów działań oferowały coraz więcej udoskonaleń. Gracze obeznani z serią doceniają tę ewolucję. Podobnie jest w Empire, choć tu dodano coś zupełnie nowego: morza i oceany.
W poprzednich grach wszystko odbywało się na lądzie (inna rzecz, że w takim np. średniowieczu, gdzie rozgrywała się akcja Medieval próżno szukać bitew morskich). Nowa epoka historyczna pozwoliła twórcom zaprezentować coś nowego.
W bitwach morskich możemy dowodzić całymi flotyllami. Te możemy oczywiście formować w odpowiednie szyki, biorąc pod uwagę ustawienie wroga, jego uzbrojenie czy nawet kierunek wiatru. Tu również nie wystarczy kliknąć na wraży statek i czekać, aż wszystko "samo się zrobi”. Musimy podjąć decyzję, czy bardziej zależy nam na szybkim zatopieniu nieprzyjacielskiego okrętu, czy np. zniszczeniu żagli i masztów (i odpowiednio do decyzji załadować do dział odpowiednia amunicję, a potem próbować zbliżyć się do wroga). A może abordaż?
Dym na wodzie
Oczywiście, historyczni puryści znajdą tu pewne nieścisłości (na forach już rozgorzała dyskusja o polskiej husarii, która jest jedną z najpotężniejszych jednostek w grze, choć w rzeczywistości jej rola w XVIII wieku była już mocno symboliczna), jednak takie uproszczenia były podyktowane dążeniem do zapewnienia odpowiedniej dynamiki rozgrywki.
Inna sprawa, jak to wszystko wygląda na ekranie naszego komputera. Owszem, wymagania sprzętowe gra ma spore, ale mało, która strategia wygląda tak dobrze. Oddalając kamerę na polu walki widzimy tysiące żołnierzy w szykach. Wystarczy zbliżyć rolką myszy kamerę, żeby zobaczyć, że to nie jest armia klonów. Najlepsze wrażenie robi ostrzał artyleryjski i bitwy morskie, kiedy spowite w kłębach dymu żaglowce idą na dno.
Nic dziwnego, że "Empire” zbiera doskonałe recenzje (średnia ocen na metacritic to 93/100). A już poza wszystkim, to wielka frajda zobaczyć, jak Polska podbija Prusy (fakt, że za drugim razem. W pierwszej próbie skończyliśmy marnie, bo skończyły się pieniądze, bo za rzadko interesowaliśmy się podatkami i finansami i właściwie zrobił się kryzys…).
Wydawca PL: CD Projekt