Z liderem jednej z najlepszych kapel metalowych na świecie rozmawiamy... o grach komputerowych, czołgach i początkach w olsztyńskiej filharmonii.
- Praktycznie wszystkim! T34 był dla Niemców bodźcem do skonstruowania najlepszego czołgu II Wojny, jakim niewątpliwie była Pantera. Mówię tu oczywiście o ostatniej wersji tego pojazdu oznaczonej jako Pz V Ausf.G. Legendę T34 stworzył już sam Wehrmacht, mimo iż ten czołg był bardziej niż daleki od dobrego czołgu. W Polsce kult "Rudego" również zrobił swoje...
A mówi się, że t-34 wygrał wojnę?
- Jeśli tak, to tylko dzięki temu że było ich tysiące, nie brakowało części i...ponieważ alianci nie bombardowali dzień i w noc radzieckich fabryk. Poza tym popatrz na sylwetkę Pantery: piękna forma! I do tego tak zabójcza. Prawda jest taka, że nawet świetnie pomyślany aluminiowy silnik dieslowski T-34 nie zastąpił fatalnej jakości materiałów i wykonania, czy innych fatalnych w skutkach "pomysłów" myśli stalinowskiej.
Jesteś też graczem. Dużo spędzasz czasu przy monitorze?
- Kiedyś tak. Dziś nie mam już czasu na całonocne posiedzenia przy kolejnych poziomach :) Szkoda mi poza tym życia na batalie wirtualne. Owszem, od czasu do czasu zasiądę do nowego Operation Flashpoint czy Company of Heroes; czasami za stery Tygrysa. Generalnie więcej czasu spędzam na poszukiwaniu nowych źródeł wiedzy, czy pisaniu. Powoli to właśnie staje się moją nową pasją.
Ale na pierwszym miejscu wciąż jest muzyka i koncerty. Nie męczy cię to czasami?
-Życie jest za krótkie by odpoczywać. VADER to ciężko pracująca machina, niemniej i tu jest czas by odsapnąć między kolejnymi scenicznymi bitwami. A to, że zespół daje mi ciągłe zajęcie jest raczej powodem do radości, niż do narzekań.
- Jest wiele miejsc na świecie, gdzie są tysiące fanów metalu i gdzie jeszcze nie dotarliśmy. Każdego roku pojawiają się nowe miejsca. Zarówno nowe miasta w tak już mocno poznanej Europie czy Stanach, jak i nowe kraje. Coraz więcej koncertów organizuje się na Wschodzie: w Rosji, Białorusi czy na Ukrainie. Chiny pomyślały - wreszcie - o swoich Metal Maniacs.Trasy dotarły do Nowej Zelandii. Jest gdzie i dla kogo grać na kolejne dekady!
Często podkreślasz w wywiadach o wyjątkowej więzi fanów metalu, która niestety zanika. Ta społeczność bardzo się zmieniła od czasów, kiedy nagrywaliście pierwsze demo?
- Powiem tylko tyle, że lata 80-te i 90-te, są tak drastycznie różne pod każdym względem, iż temat ten stanowił podstawę do napisania biografii Vader'a. Solidny materiał jest w fazie powstawania. Planowaliśmy wydanie czegoś takiego na 25-lecie działalności zespołu, jednak temat rozwinął się na tyle, że wraz z autorem - Jarkiem Szubrychtem - postanowiliśmy poczekać i zebrać więcej materiału. Praktycznie każdego tygodnia pojawia się coś nowego, co udaje nam się "odkopać" z przeszłości.
A jak zaczęła się wasza przygoda z muzyką?
- Trudno powiedzieć kiedy moja "kariera" się zaczęła. Czy kiedy zaśpiewałem w przedszkolu "Przyjedź mamo na przysięgę" do mikrofonu, czy może kiedy w wieku 8 lat grałem na głównej scenie filharmonii olsztyńskiej na skrzypcach "Kurki Trzy".
A poważnie?
- Chyba od zespołu Judas Priest, którego wielkim Fanem jestem do dziś. Był zapalnikiem do grania w kapeli i przerzucenia się z basu na gitarę. Stało się to jakieś dwa miesiące po spotkaniu Zbyszka Wróblewskiego z którym założyłem właśnie Vader w 1 983 roku. Na realną karierę dała nam jednak szansę dopiero firma Earache Rec. z Anglii, która to podpisała z nami kontrakt, wydała płytę i zorganizowała pierwsze trasy zespołu w zachodniej Europie i USA. Czekaliśmy na to prawie 10 lat.
-Każda kolejna płyta jest spełnieniem kolejnego marzenia. Osobiście bardzo chciałbym nagrać kolejny wolumin "Future of the Past" - płyty, która ma przypomnieć dzisiejszym pokoleniom Metalowego świata o zapomnianych kapelach, czy pojedynczych kawałkach, które zapoczątkowały ten piękny styl. Chciałbym także zagrać w Polsce wspólny koncert z kilkoma mocnymi zespołami, po którym choć połowa fanów byłaby zadowolona i nie narzekałaby na komercję.
Często podkreślasz, że jesteś liderem zespołu i końcowe zdanie należy do Ciebie. Może trzymasz zespół zbyt twardą ręką?
-Być może. Być może właśnie dlatego jeszcze istnieje...Zespół Vader to nie rurki z kremem! Aby tu grać, trzeba sobie zasłużyć. Nie ma przymusu, są za to obowiązki. Nie każdemu się to podoba, a mi nie każdy się równie podobał. To jest sztuka a nie scena polityczna czy program "szansa na sukces"!
Wasza ostatni płyta – Necropolis - ukazała się już jakiś czas temu. Coś nowego?
- Jest kilka projektów. Planowałem nawet nagranie EP-ki ale chyba raczej poczekam trochę i skupię się na pełnowymiarowej płycie na rok 2011. Szykuję powrót "mrocznej Rzeszy" i tajemnic starożytnych odkrytych i przechowywanych w niedostępnych podziemiach "Czarnej Gwardii" nazistowskich Niemiec. Jeśli ktoś grał w Wolfenstein'a, to wie, o czym mówię.