Odpalając Singularity gracze mogą mieć wrażenie, że "gdzieś już to widzieli”. Faktycznie, ta napakowana akcją strzelanka kopiuje wiele znanych schematów. Na szczęście robi to umiejętnie. Recenzja gry Singularity.
To zabawa w starym, dobrym stylu. Pod względem charakteru rozgrywki bardzo przypomina starusienkiego Quake'a czy najnowszego Wolfensteina (co akurat nie jest dziwne, bo Wolfensteina i Singularity robili ci sami ludzie). I choć główne skrzypce odgrywa tutaj niczym nieskrępowana rozwałka, fabułę Singularity ma też całkiem niezłą.
Gra przenosi nas na tajemniczą wyspę, na której od dawna miały miejsce sowieckie eksperymenty. Rzuceni w sam środek akcji szybko zaczniemy domyślać się, co się tutaj wydarzyło.
Na samym wstępie bohater dowie się o odkrytym przez Rosjan pierwiastku E99, który okazał się mieć wiele ciekawych możliwości. Dzięki tej tajemniczej substancji można zwiększać wydajność tak upraw zbóż jak i ludzką wydolność, a także… manipulować czasem.
Tak wchodzimy w posiadanie specjalnego urządzenia pozwalającego właśnie na zabawy z czwartym wymiarem. Dzięki specjalnym zdolnościom naszej "turborękawicy” będziemy mogli spowalniać czas, a także podnosić przedmioty, czy "postarzać” naszych przeciwników (co oczywiście kończy się dla nich raczej nieprzyjemnym atakiem śmierci). Z naszą rękawicą związane są liczne zagadki logiczne ukryte w grze.
Co jakiś czas – by posunąć się naprzód – musimy coś przenieść, coś "postarzyć” lub spowolnić. Na szczęście zagadki nie są zbyt trudne i nie na długo odciągają nas od sedna gry, czyli od strzelania. A strzelamy za pomocą jednej z wielu broni (chociaż przez pierwszych kilka etapów dostępne są zaledwie trzy), które dodatkowo można jeszcze modyfikować, zwiększając wielkość magazynka, celność, itd.
Modyfikować można także samą rękawicę oraz zdolności naszego bohatera zwiększając odporność na strzały, czy umiejętność oddychania pod wodą.
Z giwerą w dłoniach przemierzymy wiele zróżnicowanych etapów. Zdezelowana, opuszczona baza bardzo przypominała mi to, co zobaczyłem choćby w Bioshocku. Klimat też jakby znajomy. Tak samo jak miasto Rapture w Bioshock, tajemnicza wyspa skrywa tajemnice ludzi marzących o nowych wynalazkach i nowym ładzie, którym jednak nie do końca to wyszło.
Podczas gry będziemy się przenosić nie tylko w przestrzeni, ale i w czasie, co jakiś czas trafiając w lata świetności kompleksu, w którym się znajdujemy. Jak już wspomniałem fabularnie wygląda to całkiem nieźle, a opowiedzianą historię (wzorem Bioshocka) wzbogacają notatki i nagrania mieszkańców wyspy, porozrzucane tu i ówdzie.
Graficznie Singularity przedstawia się naprawdę przyzwoicie. Wygląd przeciwników, otoczenia, czy efekty specjalne w postaci wybuchów i innych fajerwerków są wykonane naprawdę nieźle.
Fajnie wyglądają zwłaszcza efekty związane z użyciem naszej rękawicy. Na uwagę zasługuje również fakt, że gra wygląda dobrze i chodzi płynnie także na niekoniecznie nowym sprzęcie. Dźwięk również stoi na wysokim poziomie a oprawa muzyczna jest przyzwoita i dobrze dopasowana do tego co dzieje się na ekranie.
Oldschool pełną gębą
Choć Singularity dostarcza wielu pozytywnych emocji, jest z nią związanych także kilka rozczarowań.
Po pierwsze: nie wykorzystano dostatecznie możliwości związanych z rękawicą. Ta podczas rozgrywki sprawdza się przede wszystkim podczas rozwiązywania zagadek. W walce używałem jej raczej rzadko.
Po drugie: liczba przedmiotów, na które można oddziaływać przy pomocy rękawicy jest raczej mała. Widać, że twórcy chcieli, abyśmy używali jej dokładnie wtedy, kiedy oni sobie tego zażyczą.
Po trzecie: razi także zbyt liniowe podejście do rozgrywki. Rozumiem, miał być oldschool. Nie spodziewałem się zatem wielkich otwartych przestrzeni rodem z Crysisa i setek ścieżek prowadzących do celu. Czasem jednak podążanie (zawsze jedną) jedynie słuszną drogą może być nużące. Gdyby jednak podróżowanie jedynym traktem okazało się za trudne, zaimplementowano system podpowiedzi, który mówi nam dokładnie gdzie w danym momencie mamy iść.
Singularity to naprawdę dobra gra. Z przyjemną, nieangażującą zbytnio umysłu rozwałką w starym stylu. W dodatku z niezłą fabułą. Przydałoby się jednak choć odrobinę mniej linowości.
Warto byłoby także lepiej wykorzystać potencjał związany z manipulowaniem czasem. Mogłaby być też nieco dłuższa, chociaż gra, która starcza na maksymalnie dwa, trzy wieczory to obecnie standard.
Nasza ocena: 4/6