– Ci ludzie są przerażeni. Kupują coś do jedzenia, biorą napoje i jadą dalej – opowiada o przyjeżdżających do Polski Ukraińcach Bożena Hajduk, która pracuje w sklepie spożywczym tuż przy przejściu granicznym w Dorohusku. – Pracowałyśmy w Kraśniku. Wracamy do domu, do dzieci – mówi pani Tatiana, tankująca busa na stacji przy samej granicy
Czwartek, po godz. 15. Dorohusk, polsko-ukraińskie drogowe przejście graniczne. Przed samym terminalem radiowóz z włączonym „kogutem”. Kilku policjantów prosi kierowców o przepakowanie samochodów. W kierunku przejścia korek ciężarówek. Po drugiej stronie ulicy co pewien czas podjeżdżają kolejne auta, z których wysiadają mężczyźni, przeważnie młodzi: 20-40-latkowie, mają ze sobą bagaże.
– Wracamy do kraju – tłumaczą Ukraińcy, który wypakowują swoje torby z busa. Nie są zbyt rozmowni.
– Jedziemy do Kijowa – mówi jeden z nich. – Sprawdzamy w internecie, co się dzieje w Ukrainie.
– Jestem tutaj od godz. 7. Większy ruch zaczął się ok. godz. 11. Jedni wjeżdżają, inni wyjeżdżają – relacjonuje Stanisław Maksymiuk, były wójt Dorohuska, którego spotkaliśmy wczoraj na jednym z parkingów w sąsiedztwie przejścia granicznego. – Nie wierzyłem, że będzie wojna. To przecież nielogiczne. Do tego ataku nie powinno dojść. Ale doszło. I opowiada: – Spotkałem tutaj rodzinę, zostawili wszystko w swoim kraju i uciekli. Nie wiem, jak ja bym się w takiej sytuacji zachował. Chyba nikt do końca tego nie wie.
– Większy ruch jest praktycznie od rana – ocenia Bożena Hajduk, sprzedająca w sklepie spożywczym znajdującym się w sąsiedztwie terminala. – Są kobiety z dziećmi. Ci ludzie są przerażeni. Kupują coś do jedzenia, biorą napoje i jadą dalej – opowiada o przyjeżdżających do Polski mieszkańcach Ukrainy.
Po drodze z Dorohuska do Chełma wjeżdżamy na pierwszą stację benzynową. Sznur kilkudziesięciu samochodów ciągnie się w okolice pobliskiego baru i wzdłuż drogi dojazdowej. W starej, poobijanej ładzie podróżuje dwóch mężczyzn. Są z obwodu chmielnickiego. Jadą do Warszawy. Starszy mężczyzna wyciąga z kieszeni kawałek kartki papieru, na której ma zapisany warszawski adres.
– Tam jedziemy – tłumaczy, dodając, że on zostaje w Polsce, a młodszy z mężczyzn wraca na Ukrainę. – Mnie już do wojska nie wezmą – objaśnia.
W pobliskim barze spotykamy czteroosobową rodzinę z Łucka – dwie kobiety, mężczyzna i około 2-letnia dziewczynka. Jedna z kobiet, Kristina, jest w ciąży. – Rano było bardzo niebezpiecznie. Nie czekaliśmy na to, co się wydarzy dalej. Spakowaliśmy się i wyjechaliśmy z miasta. Jedziemy do Warszawy, gdzie mamy przyjaciół. Chcemy wynająć mieszkanie.
Bezpiecznego schronienia będzie szukać też inna pięcioosobowa rodzina z Łucka – małżeństwo z trójką dzieci. Najmłodsze tuli się do matki, siedzącej obok kierowcy. Podróżują lawetą. – Wyjechaliśmy o godz. 11. Nie wiem jeszcze gdzie pojedziemy, czy zostaniemy w Polsce, czy ruszymy do Niemiec.
Mężczyzna zamyka okno w samochodzie, przez które z nami rozmawiał. – Przepraszam, musimy już jechać – mówi na odchodne. I odjeżdżają.
Rosja zaatakowała Ukrainę
W czwartek o godz. 4 nad ranem polskiego czasu Władimir Putin poinformował w telewizyjnym wystąpieniu o rozpoczęciu specjalnej operacji wojskowej na Donbasie. Ataki miały jednak miejsce praktycznie na terenie całej Ukrainy. Wybuchy było słychać m.in. na obrzeżach Kijowa, ale też w Charkowie, Iwano-Frankiwsku, Żytomierzy czy Lwowie i Łucku, kilkadziesiąt kilometrów od granicy z Polską.
Rosyjskie ministerstwo obrony poinformowało, że zaatakowana została ukraińska infrastruktura wojskowa. Rosjanie zajęli także dawną elektrownię w Czarnobylu. Według biura prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełeńskiego, celem ataków były również obiekty cywilne. Pod ostrzałem znalazły się m.in. szpital w mieście Wuhłedar i dzielnice mieszkalne w Mariupolu. Ukraińska armia przekazała też informacje o zniszczeniu na wschodzie kraju kilku rosyjskich samolotów, śmigłowców, czołgów i wozów bojowych.
Rosyjski atak potępiły Stany Zjednoczone, a prezydent Joe Biden zapowiedział pociągnięcie Rosji do odpowiedzialności. Inwazję potępiły też NATO i Komisja Europejska, która zapowiedziała „potężne sankcje”.
W wielu miastach Polski i Europy odbyły się wczoraj manifestacje poparcia dla narodu ukraińskiego. Przeciwko agresji protestowali również mieszkańcy rosyjskich miast. Jak podał portal OWD-Info, podczas tamtejszych protestów zatrzymano ponad 160 osób. (TOMA)