Rozmowa z Henrykiem Kochmanem, współwłaścicielem otwartego w sobotę lokalu gastronomicznego Abdul Kebab w Lublinie
• Właściciele restauracji mówią jednym głosem, że pandemia i ograniczenia z nią związane prowadzą ich do bankructwa. Wy w tym czasie otwieracie lokal. Dlaczego?
– Nie boimy się pandemii. Pomysł na założenie lokalu mieliśmy już wcześniej. Razem z Patrykiem Szyszką jesteśmy kucharzami. Ja w gastronomii działam już ponad 10 lat. Pracowałem w Warszawie, a w kwietniu wróciłem do Lublina i uznaliśmy, że to najlepszy dla nas czas. Dobrze ogarniamy kuchnię, więc wierzymy, że dobrze sobie poradzimy.
• Ale dlaczego kebaby? Przecież w Lublinie jest ich już sporo.
– Jest wiele, ale dobrego kebabu nie ma. Najpierw bazowaliśmy na tym, co piszą internauci skarżący się na jakość serwowanych w Lublinie kebabów. Potem sami ruszyliśmy na sprawdzenie rynku i oprócz jednego miejsca nie znaleźliśmy lokalu, który robiłby wszystko od podstaw. A my chcemy wygrać właśnie jakością. Nie będzie żadnych półśrodków. Sami robimy mięso. Sami przygotowujemy frytki, czy majonez. To będzie to, co nas wyróżni.
• Wyróżniła was już także akcja promocyjna. Na powitanie rozdaliście 200 mini-kebabów.
– To nam bardzo pomogło, bo ludzie o nas usłyszeli, ale znacznie ważniejsza okazała się poczta pantoflowa. Oficjalne otwarcie mieliśmy w sobotę, ale przedpremierowo działaliśmy już w środę. Informacja o tym znalazła się na portalu Głodny Lublin i klienci ruszyli. Przyznam, że aż tak dużego zainteresowania się nie spodziewaliśmy. Dlatego w poniedziałek nie otworzyliśmy lokalu. To był dla nas czas na znalezienie nowych pracowników, by szybciej realizować zamówienia. Podczas gdy inni zwalniają, my zatrudniamy.