„Zakaz przebywania” zastąpił „stan wyjątkowy”, ale podstawowe ograniczenia pozostają niezmienne i mają obowiązywać do marca. Do 183 miejscowości na granicy polsko-białoruskiej nadal mogą wjechać tylko mieszkańcy. – Nasze miasto jest w stagnacji – przyznaje burmistrz Włodawy.
Stan wyjątkowy na polsko-białoruskiej granicy obowiązywał do 30 listopada. Teraz jest mowa o „czasowym zakazie przebywania na określonym obszarze w strefie nadgranicznej”. Dotyczy to 183 przygranicznych miejscowości, w tym 68 w województwie lubelskim. – Sytuacja na granicy jest napięta, nadal jest tu niebezpiecznie – przekonuje wiceszef MSWiA Błażej Poboży.
– Miałem cichą nadzieję, że zakazy znikną – przyznaje burmistrz Włodawy Wiesław Muszyński. – Owszem, ochrona granicy jest potrzebna, ale przez te zakazy miasto jest w stagnacji. Na ulicach jest pusto, ludzie żyją w trybie praca-dom. Nasz ośrodek kultury praktycznie zamarł, bo nie możemy organizować wielu imprez biletowanych, a z tego były przychody – tłumaczy.
Na spadek obrotów skarżą się też przedsiębiorcy.
– Jak właściciele sklepów, bo klienci robią teraz zakupy w ościennych miejscowościach – zaznacza burmistrz. – Będę apelował, by rządowe rekompensaty objęły szeroko rozumiany biznes i instytucje takie jak ośrodki kultury – dodaje.
Z kolei poseł Dariusz Stefaniuk (PiS) z Białej Podlaskiej przekonuje, że mieszkańcy i samorządowcy wcale nie narzekają.
– Z sygnałów, które do mnie docierają wynika, iż jest pełne zrozumienie dla tych działań. Świadomość realnego zagrożenia i rzeczywistej oceny sytuacji przez mieszkańców jest dużo większa niż parlamentarzystów opozycji gotowych dla poklasku, happeningu lekceważyć życie i zdrowie funkcjonariuszy pilnujących naszej granicy – stwierdza Stefaniuk. –Pamiętajmy, że jest to stan wojny hybrydowej, a w czasie wojny to państwo powinno podejmować odpowiednie działania dla ochrony naszego bezpieczeństwa – przekonuje.
Z „zakazu przebywania” wyłączeni są m.in. mieszkańcy tych miejscowości, osoby prowadzące tam działalność gospodarczą i biorące udział w kulcie religijnym oraz załatwiające sprawy urzędowe. Zakazy nie dotyczą też załóg karetek pogotowia i innych służb oraz policjantów i żołnierzy na służbie.
Tym razem rząd ma dopuścić do strefy dziennikarzy.
– Wypracowaliśmy zasady akredytacji dla mediów w strefie przygranicznej – przekazał w środę wiceszef MSWiA.
Akredytacji będzie udzielał komendant właściwej placówki Straży Granicznej, a media będą wjeżdżać na teren pod opieką funkcjonariuszy. Poza tym, każdy dziennikarz zanim tu wjedzie ma przejść „szkolenie w zakresie bezpieczeństwa”.
Nowe rozporządzenie pozwala też strażnikom używać chemicznych środków obezwładniających. To na przykład plecakowe miotacze czy granaty łzawiące. Jak czytamy w uzasadnieniu nowe środki przymusu bezpośredniego mają „poprawić skuteczność odpierania prób siłowego przekraczania granicy państwowej”.