Myślę, że wszystkie osoby zakładające firmę muszą liczyć się z tym, że nie będzie łatwo przez cały czas - mówi Dorota Sawa, właścicielka biura podróży Włóczykij.
W styczniu 2020 r. została pani właścicielką jednego z najbardziej znanych w Lublinie biur podróży, a dwa miesiące później rozpoczął się lockdown. Pech!
- Wszystko zależy od tego, jak na to patrzeć. Oczywiście pandemia jest dla nas wszystkich czasem niezwykle trudnym. Myślę o niej tak przede wszystkim z powodów rodzinnych. Epidemia dotknęła mnie niezwykle boleśnie, bo mój tata zachorował na COVID-19 i zmarł. Większość z nas przeżywa takie tragedie.
Z punktu widzenia biznesowego nazwałabym to jednak tylko sytuacją trudną, przez którą trzeba po prostu przejść. Myślę, że wszystkie osoby zakładające firmę muszą liczyć się z tym, że nie będzie łatwo przez cały czas. Musimy brać pod uwagę to, że przyjdzie nam zmierzyć się z wieloma sytuacjami kryzysowymi, a ta niewątpliwie do takich się zalicza. Przedsiębiorcy na koronawirusa muszą patrzeć jak na kolejne wyzwanie.
Pani tak patrzyła?
- Nie miałam innego wyjścia. Jako nowy właściciel Włóczykija nie mogłam skorzystać z żadnego wsparcia. Z żadnej tarczy. Były też inne problemy finansowe, bo w firmę włożyłam wiele pieniędzy, w tym z kredytu. Od początku postawiłam też na uczciwość w działaniu i gdy zgłaszały się do mnie osoby, a mieliśmy w tym czasie wiele rezerwacji, z prośbą o zwrot zaliczek, szybko to robiłam. Rozumiałam, że ludzie są przerażeni. Nie wiedzą, co się dzieje, i nie są zainteresowani voucherami z możliwością ich późniejszej realizacji. To był bardzo nerwowy czas, bo jednocześnie zaliczek nie chciały zwracać hotele. Na szczęście mogłam liczyć na pomoc przyjaciół.
Wróćmy jednak do samych początków. Jak trafiła pani do branży turystycznej?
- Byłam z nią związana już od studiów. Wprawdzie wybrałam finanse i rachunkowość, ale w tzw. międzyczasie zrobiłam kurs pilota wycieczek i opiekuna kolonii. Jeździłam z grupami z Włóczykija po całej Polsce i Europie. Pochodzę ze wsi i nie zawsze miałam pieniądze na wakacje. Praca dla biura podróży umożliwiła mi dorobienie i zwiedzanie. Sprawiła, że turystyka stała się moją pasją.
Ale potem zajęła się pani funduszami unijnymi.
- Przerwa nie była jednak długa, bo szybko zorientowałam się, że i fundusze można połączyć z turystyką. Jako prezes Agencji Rozwoju Lokalnego organizowałam i brałam udział w biznesowych wyjazdach studyjnych. Jeździli na nie przedsiębiorcy zainteresowani podglądaniem tego, co dzieje się w ich branży w innych krajach Unii i przenoszeniem dobrych praktyk na nasz rynek. To był nieco inny rodzaj turystyki, ale równie ważny. A potem w ramach ARL zaczęliśmy organizować także inne wyjazdy.
I tak doszłyśmy do roku 2020.
- Dla mnie historia zatoczyła wtedy koło, bo szef Włóczykija, w którym zaczynałam przecież pracę, zaproponował mi poprowadzenie biura podróży, bo przechodził na emeryturę. Nie wahałam się ani przez moment. Praca powinna być pasją. Tak jest właśnie w moim przypadku.
Wiedziała pani na co się pisze?
- Wtedy wydawało mi się, że wiedziałam. Włóczykij to biuro działające od 30 lat. Ma wyrobioną markę, stałych klientów. Zamknięcia związanego z epidemią jednak nie przewidziałam.
Jak wyglądała praca biur podróży w czasie pandemii?
- Wakacje po pierwszym lockdownie były bardzo trudne. Na kolonie w Polsce zabraliśmy wtedy 65., a za granicę 50. dzieci. W tym drugim przypadku byliśmy prawdopodobnie jedynym biurem w Lublinie, które podjęło się organizacji wypoczynku poza Polską. Potem znów była przymusowa przerwa w pracy. Tegoroczne wakacje pozwalają mieć już nadzieję na to, że branża przetrwa. W bieżącym roku razem z nami na wakacje wyjechało kilkukrotnie więcej dzieci niż w roku ubiegłym.
Jak w tym kontekście widzi pani przyszłość?
- Mamy już zaplanowane szkolne wycieczki na nowy rok szkolny. Być może uda się je zorganizować. Mam też nadzieję, że w przyszłe wakacje będziemy już pracować na 80 proc. w porównaniu do tego, co było przed pandemią. Wiele osób boi się jeszcze wyjeżdżać. Dotyczy to zwłaszcza seniorów, którzy w większości są już zaszczepieni, ale z dodatkowych aktywności jednak rezygnują. Inni, mimo możliwości wykupienia ubezpieczenia od rezygnacji z wyjazdu, boją się sytuacji, w której po wykonaniu testów przed wyjazdem okaże się, że jednak są chorzy. Ale dla większości z nas turystyka jest bardzo ważna. Dlatego uważam, że wszystko wróci do normy. Będzie spokojniej i łatwiej będzie też pracować. Trzeba jeszcze tylko przetrwać kolejny rok. O większych pieniądzach jednak nie myślę. Biuro podróży to moja pasja. Dla samych pieniędzy bym tego nie robiła.