Jest kolejny zwrot akcji w sporze dotyczącym miejskich gruntów między ul. Lubartowską a Świętoduską. Do końca zeszłego roku spółka Arkady miała tu zbudować podziemny parking i nie dotrzymała słowa. Miasto domaga się zapłaty kary umownej oraz zwrotu ziemi. Sąd postanowił zabezpieczyć interes miasta
Prezydent Lublina chce sądownego rozwiązania umowy o przekazaniu firmie w użytkowanie wieczyste miejskich nieruchomości przy Lubartowskiej. Właśnie w tej umowie spółka zobowiązała się do budowy podziemnego parkingu, a obiekt w stanie surowym miał być gotowy do końca zeszłego roku, w przeciwnym razie miastu przysługiwałaby kara w wysokości 4 mln zł.
Parking nie powstał, więc Ratusz upomniał się o karę i zażądał zwrotu ziemi. Spółka odpisała, że nie uznaje żądań. – Inwestor stoi na stanowisku, że w interesie obu stron, a przede wszystkim w interesie mieszkańców, leży polubowne rozstrzygnięcie tego sporu, a spółka cały czas jest zainteresowana realizacją parkingu – przekonywał Marek Woliński reprezentujący Arkady.
Gdy spółka odmówiła spełnienia żądań miasta, prezydent postanowił skierować sprawę do sądu. – Nie mamy tu innego pola manewru – wyjaśniał Krzysztof Żuk. – Kilka lat oczekiwania nie zakończyło się inwestycją, mimo że inwestor miał pozwolenie.
Do sądu trafiły już obie sprawy: ta dotycząca 4 mln zł kary i ta związana ze zwrotem ziemi. – 28 stycznia wystąpiliśmy do sądu o nadanie klauzuli wykonalności na akcie notarialnym w zakresie dochodzenia kary umownej. 30 stycznia został złożony do Sądu Okręgowego pozew o rozwiązanie umowy prawa użytkowania wieczystego – informuje Katarzyna Duma, rzeczniczka prezydenta Lublina.
– Sąd udzielił gminie zabezpieczenia jej roszczeń o rozwiązanie zawartych ze spółką Arkady umów – podkreśla rzeczniczka. – Zgodnie z decyzją sądu spółka nie może sprzedawać ani dokonywać jakichkolwiek nakładów na gruncie.
Arkady winią miasto
Spółka twierdzi, że budowa parkingu nie zaczęła się z winy władz Lublina i miejskich urzędników. Zarzuca im, że „nie współdziałały należycie” ze spółką „w celu wykonania umów”.
Twierdzi, że miasto przez dłuższy czas nie udostępniało spółce jednej z działek, bez których niemożliwe było uzyskanie pozwolenia na budowę, a w tym czasie znacznie wzrosły ceny na rynku budowlanym.
Drugim problemem wskazywanym przez spółkę są „przeciągające się rozmowy z Zarządem Dróg i Mostów” dotyczące tzw. umowy drogowej. – Bez jej podpisania inwestor nie mógł m.in. wywozić ziemi wykopanej podczas badań archeologicznych – tłumaczyła spółka.