– Jeżeli te przepisy wejdą w życie, to wiele osób straci pieniądze, które przeznacza dziś na rehabilitację lub leczenie swoich dzieci. A takich ludzi są tysiące – tak zmiany dotyczące plastikowych nakrętek komentuje Tomasz Słupski, tata chorującej na SMA Niny.
Zbieranie nakrętek, by pomagać innym, może się skończyć już w połowie przyszłego roku. Wszystko za sprawą dyrektywy SUP (w sprawie ograniczenia wpływu niektórych produktów z tworzyw sztucznych na środowisko), zgodnie z którą wszystkie nakrętki plastikowe powinny być fabrycznie przytwierdzone do butelek lub kartonów. Tak zresztą jest już teraz w niektórych krajach Unii Europejskiej. Mimo, że jest na to jeszcze rok to rozwiązanie to wprowadzają także niektóre polskie firmy.
Pomysł wynika z troski o środowisko. Najprościej mówiąc, pusta butelka powinna być zgnieciona i zakręcona, żeby się nie rozprostowała i żeby zajmowała jak najmniej miejsca w transporcie. Zwolennicy tego rozwiązania tłumaczą też, że nie ma sensu zbierać nakrętek oddzielnie, bo linie do odzysku PET tego nie wymagają. A zbieranie samych nakrętek niesie ze sobą konieczność ich oddzielnego przewożenie, co równe jest zwiększeniu śladu węglowego.
Ale tłumaczenie to krytykują osoby, które zbierają nakrętki z celach charytatywnych. A takich są tysiące. Na rzecz swoich podopiecznych, zbiórkę nakrętek od lat prowadzi Lubelskie Hospicjum im. Małego Księcia. W Międzyrzeczu Podlaskim zbierane są nakrętki na kosztowną rehabilitację Zuzi, która zmaga się z rzadką chorobę genetyczną. W Polsce odnotowano tylko 5 przypadków tej choroby, a na świecie 30. W sklepach nakrętki zbierane są m.in. na rzecz Jasia, który walczy z mukowiscydozą i Oli z dziecięcym porażeniem mózgowym, której rodzice zbierają na rehabilitacje.
– Bez nakrętek nic by się nie udało, bo wszyscy mamy coraz mniej pieniędzy i coraz mniej osób jest w stanie przekazywać datki. Nakrętki można zbierać bez ponoszenia dodatkowych kosztów. Dla nas to bardzo wiele, bo pozwala na sfinansowanie turnusów rehabilitacyjnych – mówi mama dziewczynki.
Nakrętki w ponad stu miejscach zbierano też na rzecz chorej na SMA (rdzeniowy zanik mięśni) Niny Słupskiej z Lublina. Rodzice dziewczynki musieli w krótkim czasie zebrać 9,5 mln zł na terapię genową dla córki.
– Oczywiście były też koncerty, aukcje, były wpłaty, ale zbieranie nakrętek też miało głęboki sens – podkreśla Tomasz Słupski, tata Niny. – Udało nam się zebrać ok. 60 ton nakrętek. To było 6 samochodów, a z każdego kursu otrzymywaliśmy 13-15 tys. zł. Te pieniądze pozwalały na rehabilitację i zasilały zbiórkę główną. Zresztą nakrętki zbiera bardzo wielu rodziców chorych dzieci. Pozbawienie ich takiej możliwości, to pozbawienie ich dzieci konkretnych pieniędzy.
Tomasz Słupski podkreśla też, że zbieranie nakrętek na cele charytatywne ma aspekt edukacyjny oraz wychowawczy, bo nakrętki zbierają dzieci w przedszkolach i szkołach. Potwierdzają to nauczyciele.
– Zbiórki nakrętek są w naszej szkole niezwykle ważne – mówi Alicja Dudak, dyrektor Szkoły Podstawowej nr 26 w Lublinie. – Zbieramy na hospicjum, na rehabilitację na wózki dla osób niepełnosprawnych. W akcje chętnie włączają się uczniowie i ich rodzice. To niezwykle ważne, bo w ten prosty sposób uczymy empatii i otwarcia na drugiego człowieka. Nie wyobrażam sobie, że może tego zabraknąć.