W szpitalu tymczasowym w Lublinie wciąż leżą pod tlenem pacjenci z COVID-19. Obecnie zajętych jest 28 łóżek, tj. połowa dostępnych miejsc. Od około tygodnia widoczny jest niewielki wzrost liczby przyjmowanych pacjentów.
Szpital tymczasowy w Lublinie funkcjonuje od końca 2020 r., został lokalizowany na terenie Centrum Targowo - Wystawienniczego Targów Lublin S.A. pod patronatem Samodzielnego Publicznego Szpitala Klinicznego Nr 1 w Lublinie. Aby wejść do strefy, w której znajdują się chorzy na COVID-19, trzeba ubrać się najpierw w jednorazową odzież z flizeliny, następnie w kombinezony ochronne, po dwie pary rękawiczek, czepki na włosy, maseczki i przyłbice.
W pomieszczeniu wielkości sporej sali sportowej rzędami, jedno przy drugim, stoją szpitalne łóżka - jest ich 56. W środę po południu zajętych było 28 - równo połowa. Większość zajmujących je pacjentów korzysta z tlenoterapii. Przeważają osoby starsze, choć są też młodzi ludzie w wieku 20-30 lat.
>>> Czytaj także: Jest zdrowy, ale od miesiąca nie może wyjść z domu. 9-latek jak w więzieniu
Od kilku dni w szpitalu tymczasowym przebywa 83-letni Józef. Jest chętny do rozmowy. Opowiada, że na początku, jak się źle poczuł, nie chciał za bardzo zgłosić się do lekarza.
– Miałem katar i kaszel, tak jak przy zwykłej grypie, ale podejrzewałem, że to może być właśnie koronawirus – wspomina. Zrobił test - faktycznie, okazało się, że jest zakażony, więc musi pozostać w domowej izolacji. Jednak w niedzielę wieczorem poczuł się znacznie gorzej. – Dostałem duszności, byłem bardzo osłabiony. Pogotowie zabrało mnie do szpitala tymczasowego. Teraz czuję się już znacznie lepiej. Personel, towarzystwo wspaniałe, ale wolałbym do domu – przyznał pan Józef. Jak powiedział z naciskiem, trzy razy był szczepiony przeciwko COVID-19, w tym dawką przypominającą. – Jeszcze do tego zaszczepiłem się przeciwko grypie. Nie wiem, czemu akurat mnie dopadł koronawirus – westchnął.
W szpitalu przebywa również pani Katarzyna, która właśnie czyta książkę o historii rodziny Gucci. Jak mówi, filmu jeszcze nie widziała, bo starała się ograniczać wizyty w miejscach publicznych w czasie pandemii.
– Trudno powiedzieć, gdzie się zakaziłam. Również dobrze mogłam "złapać covida" w windzie – opowiada. Jako, że dostała wysokiej temperatury, zdecydowała się na wykonanie testu aptecznego. – Okazało się, że to COVID-19. Niestety, choruję na astmę i odczuwałam bardzo dużą duszność, trafiłam do szpitala tymczasowego – mówi pacjentka przyznając jednocześnie, że nie jest szczepiona. – I nie będę się nigdy szczepić, nawet pomimo pobytu tutaj – zarzeka się. Już po krótkiej rozmowie można odnieść wrażenie, że trudno ją będzie przekonać.
Przeciwko COVID-19 nie zdecydowała się też zaszczepić 87-letnia Janina. Kilka dni temu dostała 40-stopniowej gorączki. – Straciłam przytomność w domu. Cały dzień wtedy spałam, czułam się wyczerpana. Jak się ocknęłam, to nie wiedziałam gdzie się znajduję i co się stało. Przeszło mi przez myśl, że to może być COVID-19, chociaż nikt w moim otoczeniu nie chorował – wspomina. Może teraz się zaszczepi? Może.
Pierwszego pacjenta przyjęto w szpitalu tymczasowym w Lublinie 29 grudnia 2020 roku. Do tej pory było tu ponad tysiąc hospitalizacji z powodu COVID-19. Najstarszy pacjent miał 94 lata, a najmłodszy 19. W szpitalu tymczasowym odnotowano dotychczas 67 zgonów.
– Ponad połowa hospitalizacji miała miejsce podczas tzw. czwartej fali, tj. od końca września ubiegłego roku. Najwięcej przyjęć było w listopadzie i na początku grudnia. W okresie świątecznym poziom hospitalizacji wyraźnie zmalał i taki stan utrzymywał się przez ponad miesiąc. Od około tygodnia odnotowujemy ponowny, choć jeszcze nieznaczny, wzrost liczby przyjmowanych pacjentów. Dziś jest ich 28. Codziennie przybywa średnio od 2 do 4 chorych – przekazała w środę rzecznik szpitala tymczasowego w Lublinie Anna Guzowska.
Aktualnie w woj. lubelskim z powodu COVID-19 hospitalizowanych jest 1,2 tys. pacjentów, w tym 67 na łóżkach respiratorowych. W regionie dostępnych jest łącznie 1,7 tys. miejsc covidowych.