Właścicielka znanej w Białej Podlaskiej mówi, że można się było spodziewać tego, że miasto w końcu zostanie uznane za „żółte”. Szef innego lokalu dodaje, że jeśli ograniczenia potrwają dłużej niż dwa tygodnie, to będzie musiał zamknąć interes. - Ludzie przestaną wychodzić na miasto. Przestraszą się – komentuje.
Pierwsza oficjalna reakcja władz Białej Podlaskiej, która od piątku staje się „żółtą” strefą, była oszczędna. Na oficjalnym profilu facebookowym Białej Podlaskiej umieszczono tylko informację o zasadach obowiązujących w takiej strefie.
- Zwiększyła się liczba zachorowań na koronawirusa na terenie miasta, dlatego Ministerstwo Zdrowia zdecydowało o objęciu Białej Podlaskiej od jutra tj. 14 sierpnia 2020 r. tzw. żółtą strefą. W związku z tym wszyscy jesteśmy zobowiązani do przestrzegania zasad wynikających z obowiązujących przepisów – czytamy, a następnie są wyliczone obostrzenia.
Żółta Biała
W przestrzeni publicznej nie trzeba zasłaniać nosa i ust. Należy jednak zachowywać odstęp co najmniej 1.5 metra od innych osób. Na weselach i imprezach rodzinnych może być maksymalnie do 100 osób (z wyjątkiem obsługi). Ograniczna jest także liczba kibiców, którzy mogą zasiadać na trybunach stadionów - zajętych może być maksymalnie 25 proc. wszystkich miejsc siedzących.
W kinach może być maksymalnie 25 proc. publiczności, identyczne restrykcje dotyczą wszystkich wydarzeń kulturalnych. W siłowniach może przebywać tylko jedna osoba na 7 mkw. powierzchni, w parkach rozrywki jedna osoba na 10 mkw., a w restauracjach jedna osoba na 4 mkw.
- Dbajmy o siebie i o swoich bliskich, stosujmy się do obowiązujących przepisów – apelują władze miasta.
Wojciech Sosnowski, naczelnik gabinetu prezydenta miasta Michała Litwiniuka przyznaje, że takiej sytuacji można się było spodziewać. – Widząc ogniska w powiecie bialskim, już wcześniej w urzędzie miasta wprowadziliśmy pewne zmiany. Petenci są zapisywani na konkretne godziny wizyt, aby nie stali w kolejkach. Pracownicy zostali podzieleni na grupy, a te nie mają ze sobą kontaktu – wylicza i tłumaczy, że chodzi o to, aby w razie wirusa w urzędzie, samorząd mógł normalnie pracować.
Michał Litwiniuk wydał oświadczenie, w którym zapewnia, że urząd miasta jest w stałym kontakcie ze służbami sanitarnymi.
- Dbamy również o bezpieczeństwo wydarzeń kulturalnych. Liczba wydarzeń organizowanych tego lata została ograniczona, a te które proponujemy w większości przeniosły się do internetu. Przewidując możliwość trudnej sytuacji u schyłku lata, już w czerwcu zdecydowaliśmy, że choćby Narodowe Czytanie odbędzie się w Białej Podlaskiej w tym roku online – przypomina prezydent.
Litwiniuk zaznacza też, że wiele innych powiatów w Polsce stało się „żółtymi”. - Powinno to dla nas wszystkich oznaczać wzmożoną czujność i rozwagę. Ja niezmiennie apeluję do bialczan o takie zachowania. Monitorujemy sytuację na bieżąco i z pewnością w ścisłej współpracy z organami odpowiedzialnymi za określanie procedur bezpieczeństwa będziemy postępować w zakresie kompetencji Urzędu Miasta – zaznacza prezydent miasta i dodaje: - Wielokrotnie już zwracałem się do bialczan z prośbą o odpowiedzialne zachowania i czynię to także teraz - dbajmy o swoje bezpieczeństwo, myślmy o naszych rodzinach, szczególnie o osobach starszych i tych z grupy podwyższonego ryzyka. Wiem, że umiemy się piękne mobilizować i rozumiemy nadrzędną wartość zdrowia.
Bez zaskoczenia
Beata Twardowska, właścicielka popularnej w Białej Restauracji Sielskiej mówi, że „żółtej” strefy w mieście można się było spodziewać. Chodzi o obserwowany od dawna wzrost liczby zachorowań. – To nie jest zaskoczenie. Mamy tylko nadzieję, że ta sytuacja nie potrwa długo i wkrótce strefa zostanie zdjęta – mówi Twardowska.
W restauracji może normalnie przebywać 60 osób. Od dziś już tylko 25. – Nie jest to dla nas dużym utrudnieniem, bo od nastania pandemii, a potem od kolejnego wprowadzenia obostrzeń wprowadziliśmy limity gości. Najwięcej, w weekendy przyjmujemy około 40 osób. Teraz będzie ich mniej. Na stolikach, które są wyłączone stawiamy kartkę „rezerwacja” – tłumaczy restauratorka.
Boją się strachu
Zwraca też uwagę na to, że stoliki i inne powierzchnie są regularnie dezynfekowane, a obsługa pracuje w przyłbicach. – Radzę też, żeby goście przy wejściu zapoznali się z krótkim regulaminem obowiązującym w naszej restauracji. Dzięki temu unikną zadawania wielu pytań – mówi Twardowska.
Liczy na to, że klienci się nie wystraszą i nie przestaną chodzić do restauracji. Zapewnia, że w jej lokalu są spełniane wszelkie normy sanepidowskie.
Ale szef innej restauracji mówi nam wprost: - Jeśli strefa będzie obowiązywała w mieście dłużej niż dwa tygodnie, to splajtujemy. Już teraz ciągnę interes ostatkiem sił, a spodziewam się, że ludzie przestaną wychodzić na miasto. Przestraszą się. Myślę, że w niedzielę nie wydamy ani jednego posiłku – mówi i ocenia, że nie ma się też spodziewać, że przyjadą turyści.
- A tych było ostatnio całkiem sporo. Teraz nie ma co na nich liczyć. Sądzę, że jutro zaczną odwoływać rezerwacje w hotelach – dodaje rozgoryczony.