Rozmowa z ks. Józefem Hałabisem, proboszczem parafii pw. Narodzenia Najświętszej Maryi Panny w Księżomierzy (powiat kraśnicki), który bardzo ciężko przechodził infekcję Covid-19. W niedzielę, po dłuższej nieobecności związanej z chorobą, kapłan odprawił mszę św. w kościele.
• Jak przywitali księdza parafianie?
– Reakcje były bardzo pozytywne. A spotkanie wzruszające. Nie mówiłem za wiele, bo jestem jeszcze osłabiony i muszę nabrać więcej sił. Ale czułem się w miarę dobrze. Nie odczuwałem jakiegoś dyskomfortu przy oddychaniu. Rozdając Komunię św. miałem nałożoną maseczkę ochronną. Nie mówiłem jednak kazania. Wygłoszę je w niedzielę. Wtedy opowiem swoim parafianom więcej.
• 15 października na profilu parafii na Facebooku napisał ksiądz: „Kochani parafianie, mogę już pisać, bo mam więcej siły. Dziękuję za waszą modlitwę i wiarę. To, co przeżyłem, te 5 dni, byłem na granicy życia i śmierci”. Było aż tak źle?
– Tak. Bardzo ciężko przeszedłem infekcję Covid-19. Byłem na granicy życia i śmierci. Gdyby nie lekarze z Kliniki Chorób Zakaźnych szpitala przy ul. Staszica w Lublinie, to byłoby ze mną bardzo źle. Przez te 5 dni krążyłem między światami. Ale zawróciłem.
• Od czego choroba się zaczęła?
– Nie wiem ani kiedy się zakaziłem, ani od kogo. Nikt w moim otoczeniu nie chorował. W pewnym momencie zaczęła boleć mnie głowa. Po czterech dniach doszła gorączką, dość wysoka. Byłem osłabiony. Pociłem się. Czułem ogólne zmęczeniem, brakowało mi sił. Nie miałem też w ogóle apetytu. Pojawił się męczący kaszel. Przez 3 tygodnie schudłem 12 kg.
• Kiedy pojawiły się te niepokojące objawy, skonsultował się ksiądz z lekarzem?
– Tak. Brałem leki. Tyle że nie było żadnej poprawy. Dostałem skierowanie na test w kierunku koronawirusa. Wynik był dodatni. Lekarka skierowała mnie do szpitala, jednak mimo wielu wysiłków nie udało się jej znaleźć wolnego miejsca. Poradziła mi, abym sam dzwonił na numer alarmowy 112. Tak też zrobiłem. Do szpitala zabrała mnie covidowa karetka pogotowia.
• Ale nie od razu trafił ksiądz do szpitala w Lublinie.
– Nie, bo tu nie było miejsca. Na początku byłem leczony w Biłgoraju. Dopiero po 4 dniach zostałem przetransportowany do Lublina. I dobrze, bo to był już ostatni moment. Dzień później mój stan bardzo się pogorszył. Miałem ogromne problemy z oddychaniem i krążeniem. Pamiętam, jak przyszedł wtedy do mnie lekarz i powiedział, że moje płuca są bardzo zniszczone przez wirusa, ale że będą robić wszystko, aby mnie uratować. Wtedy się zaczęło. Respirator. Śpiączka. Tak było przez 3 dni. Kolejne dni spędziłem na OIOM-ie, gdzie wiele maszyn podtrzymywało mnie przy życiu.
Konałem. Nie mogłem oddychać. Szeroko otwierałem usta, ale nie mogłem złapać oddechu. Drętwiały mi ręce. Było mi zimno. Zdawało się, że to już koniec.
Poprosiłem wtedy o kartkę papieru aby napisać testament. I tak też zrobiłem. Podczas tych bardzo ciężkich dla mnie dni przyszła do mnie pani i przyniosła mi różaniec. Podając mi go, powiedziała: My robimy wszystko, aby pomóc, maszyny pracują. Proszę walczyć wiarą.
• To była lekarka czy pielęgniarka?
– Tego nie wiem. Wszyscy pracownicy służby zdrowia, który zajmują się chorymi z Covid-19 są w kombinezonach. Widać tylko ich oczy i brwi. To zdarzenie to był dla mnie impuls, żeby walczyć. Dało mi to siłę. Modlitwa przyniosła skutek. To był początek odwrotu choroby. Już następnego dnia zostałem przeniesiony z OIOM-u na salę. Wiem, że to ozdrowienie zawdzięczam Bogu, ale też wielu osobom, które się za mnie w tym czasie modliły.
• A co by ksiądz powiedziałby osobom, które nie wierzą w pandemię koronawirusa? Przekonują, że to jest zwykła grypa.
– Jak przechodzi się tę infekcję bezobjawowo, to pewnie można i tak mówić. Ja uważam i głośno to mówię, że zagrożenie jest bardzo duże. Przed zakażeniem koronawirusem byłem zdrowy. Nie miałem innych chorób. A mimo to poważnie zachorowałem. Dlatego też apeluję i proszę: Noście maseczki, dezynfekujcie ręce i zachowujcie dystans społeczny. To jest konieczne. Zróbcie to dla własnego dobra i dobra innych. Oczywiście nie wszyscy poważnie zachorują, ale dla niektórych ten wirus może być śmiertelnym zagrożeniem.