Dolegliwości żołądkowo-jelitowe mogą wystąpić nawet u 50 proc. zakażonych koronawirusem. Czasem poprzedzają one - o kilka dni, do dwóch tygodni - wystąpienie innych objawów, np. ze strony układu oddechowego - mówi gastrolog prof. Agnieszka Mądro z SPSK4 w Lublinie.
Prof. Agnieszka Mądro z Kliniki Gastroenterologii Samodzielnego Publicznego Szpitala Klinicznego nr 4 w Lublinie zaznacza, że dolegliwości żołądkowo-jelitowe w przebiegu COVID-19 to przede wszystkim nudności, wymioty, biegunka i brak apetytu.
- Te objawy mogą się pojawić nawet u 50 proc. zainfekowanych koronawirusem. Czasem poprzedzają one - o kilka dni, do dwóch tygodni - wystąpienie innych objawów, np. ze strony układu oddechowego. Dotyczy to zwłaszcza infekcji wariantem delta – podkreśla specjalistka.
Dodaje, że obserwuje się też korelację między stopniem ciężkości biegunki, a przebiegiem COVID-19.
- W przypadku ciężkiej biegunki pacjenci, niestety, częściej wymagają respiratora, muszą być sztucznie wentylowani – zaznacza gastrolog.
Zwraca uwagę na to, że zakażeni SARS-CoV-2, u których rozwija się zapalenie płuc, wymagają antybiotykoterapii, co może skutkować ujawnieniem się infekcji bakterią Clostridioides difficile. Ona z kolei prowadzi do rzekomobłoniastego zapalenia jelit, którego objawem jest również biegunka.
- Leczenie tej infekcji jest bardzo trudne i u pacjenta z COVID-19 ewidentnie pogarsza rokowanie. Z moich doświadczeń z pracy na oddziale covidowym wynika, że niestety dużą część pacjentów – nawet do 20 proc. – stanowili ci, u których ujawniło się zakażenie bakterią Clostridioides difficile – mówi gastrolog.
Podkreśla, że dolegliwości ze strony układu pokarmowego mogą być też odległymi następstwami samej choroby COVID-19 albo skutkami jej leczenia. To przede wszystkim bóle brzucha, zaburzenia rytmu wypróżnień (biegunka, zaparcie), tendencja do wzdęć brzucha.
- U takich pacjentów możemy rozpoznać tzw. zespół jelita drażliwego albo tzw. nadmierny rozrost flory bakteryjnej jelita cienkiego. Te dwie choroby mogą się też na siebie nakładać, klinicznie trudno jest je rozróżnić, potrzeba wielu badań – dodaje prof. Mądro.
Wskazuje, że do nasilenia objawów ze strony przewodu pokarmowego może przyczynić się również pogorszenie stanu psychicznego, które dość często występuje u zakażonych poddanych izolacji, bo bez kontaktu z bliskimi gorzej znoszą chorobę.
Podkreśla, że podczas choroby COVID-19 pojawiają się też czasem nieprawidłowości w badaniach laboratoryjnych w odniesieniu do przewodu pokarmowego.
- Do 30 proc. pacjentów ma wzrost aktywności enzymów wątrobowych, co koreluje często z wysoką gorączką. Zdarza się też podwyższony poziom aktywności enzymów trzustkowych (amylazy i lipazy w surowicy) bez zdiagnozowanego ostrego zapalenia trzustki – zaznacza gastrolog.
Nie wyciągamy wniosków
Prof. Agnieszka Mądro przepracowała ponad rok – od marca 2020 do maja 2021 - na oddziale covidowym utworzonym w SPSK nr 4 w Lublinie.
- Pracowałam na oddziale od początku pandemii do końca trzeciej fali. Stworzony w naszym szpitalu oddział dedykowany był dla pacjentów z COVID-19, którzy jednocześnie wymagają innych procedur wysokospecjalistycznych np. operacji neurochirurgicznych, kardiochirurgicznych, laryngologicznych, naczyniowych. Byli to pacjenci np. po usunięciu krwiaka śródmózgowego, po przeszczepach nerek, po udarach czy z marskością wątroby, którzy wymagali opieki wielodyscyplinarnej – zaznacza lekarka.
Jak dodała, jest jej przykro, że część osób nie wyciągnęła wniosków z poprzednich fal i nie zdecydowała się na zaszczepienie przeciw COVID-19, przez co w dalszym ciągu do szpitali trafiają osoby w ciężkich stanach.
- Podczas, gdy ja pracowałam na oddziale covidowym, pacjenci nie mogli mieć jeszcze wpływu na ochronę przed zachorowaniem, bo nie było szczepionek. Teraz mamy do nich dostęp, a mimo to tak wiele osób nie chce z nich korzystać. Stąd we mnie ten bardzo głęboki smutek, że ludzie nie dają sobie pomóc – dodaje prof. Agnieszka Mądro.