Blisko 18 tysięcy chorych, z czego niemal połowa to dzieci. Od piątku tylko we Lwowie zmarło 10 osób. Jak twierdzi dyżurny lekarz miasta, sytuacja nie jest dobra, ale zachorowania się nie nasilają.
Ukraiński celnik zapytał nas o sytuację w Polsce. Czy jest u nas tamiflu, bo u nich nigdzie nie można dostać.
– A to jedyny dobry środek na kalifornijską grypę (tak na Ukrainie potocznie nazywa się grypę spowodowaną wirusem A/H1N1 – przyp. red.) – powiedział.
We Lwowie widać, że miasto podzieliło się na dwa "obozy”. Tych, którzy noszą maseczki i tych, którzy twierdzą, że nic i tak nie pomoże, a grypa to wymysł polityków.
Wchodzimy do Ratusza. W biurze prasowym kilka młodych osób. Wszyscy w maskach na twarzach.
– Monitorujemy na bieżąco sytuację, telefony się urywają – mówi Andriy Moskalenko z biura. Dodaje, że Lwów zwrócił się z prośbą o pomoc do ośmiu miast w Polsce i do czterech w Austrii. Pomoc, na razie, zaoferowały tylko Wrocław i Kraków.
Ale kiedy z nim rozmawialiśmy, na granicy w Hrebennem i Dorohusku marszałek województwa lubelskiego przekazywał wojewodzie wołyńskiemu 200 tysięcy masek i dwa respiratory.
Co jest teraz potrzebne na Ukrainie? – Brakuje lekarzy, łóżek w szpitalach i lekarstw. Dostajemy, co prawda, partie leków, ale może się okazać, że to nie wystarczy – dodaje Moskalenko. – Zważywszy że choruje już około 15 procent populacji Lwowa.
Na ulicach rozdawane są maseczki. Jednak nie rozdaje ich miasto czy szpitale, tylko politycy. – To element kampanii prezydenckiej – mówi nam Zuzanna, dziennikarka lokalnego dziennika "Wysoki Zamek”. Do mężczyzn w niebieskich kamizelkach ustawiła się kilkudziesięcioosobowa grupa. Rozdawali maski w imieniu Partii Regionów.
Co o zagrożeniu sądzą mieszkańcy miasta? – W ubiegłym roku było gorzej i nikt nie ogłaszał epidemii, nie kazali nosić maseczek i kupować leków w aptekach – mówi pani Irena, która na jednym z bazarów sprzedawała wczoraj sałatę. Na pytanie, czy się nie boi grypy, odpowiada, że co ma być to będzie, ale przyjść na bazar musi, bo tak zarabia na życie. Spod kołnierza wystaje jej maseczka ochronna.
– Ja się zabezpieczam czosnkiem i cebulą – mówi klientka bazaru, Anna. – Mam do Lwowa do pracy około dwóch godzin drogi. Przez ten czas trzymałam w ustach czosnek. I jak do tej pory mnie grypa nie bierze.
Na ulicach Lwowa, choć jak mówią mieszkańcy ruch jest mniejszy, nic szczególnego się nie dzieje. Kilka osób w maskach, mniejszy tłok. Dodatkowo, zero turystów.
– Nie mamy dla kogo tu stać – mówi kobieta handlująca pamiątkami na bazarze. – Dzisiaj żadna wycieczka nie przyjechała.
Czym spowodowana jest epidemia? – Ludzie chodzili do pracy, do szkoły. Nie dbali o to, czy mają katar, czy są osłabieni. Tak właśnie wirusy się rozprzestrzeniły – mówi Krystyna Buczko, kierownik oddziału internistycznego pierwszej kliniki lwowskiej. – Zapalenia płuc? Ludzie późno zaczęli się leczyć i stąd te wszystkie choroby.