Dina Feldman zbuntowała się przeciwko nierówności kobiet w ortodoksyjnym judaizmie. Pytana o to, jak zmieniła się sytuacja kobiet w Izraelu w ciągu ostatnich dekad, proponuje, że opowie historię swojego buntu.
"Ultraortodoksyjny rabinat ma ogromny wpływ na państwo i chce go utrzymać, również ze względu na finansowe wsparcie. W Tel Awiwie tego nie widać, ale w Jerozolimie owszem - rozdzielenie płci ma miejsce w szkołach, na ulicach, w autobusach" - mówi Feldman.
Podział między świeckim a religijnym Izraelem narasta. A z drugiej strony powiększa się też szara strefa między zamkniętymi, tradycyjnymi społecznościami haredim a nowoczesnym, świeckim Izraelem. Feldman jest właśnie w tej szarej strefie.
Ortodoksyjna rodzina
Urodziła się w ortodoksyjnej rodzinie. Tata modlił się trzy razy dziennie, na szabat w domu przestrzegali wszystkich tradycji. Dina poszła do religijnej szkoły dla dziewcząt. Potem na religijny uniwersytet Bar Illan. Po drodze jednak zaczęła zadawać pytania. "Dlaczego kobiety studiują tylko Misznę, bardziej praktyczną część Biblii, a nie cały Talmud? I dlaczego nie idziemy do wojska?" - pytała.
12 dziewczyn z jej klasy uparło się, że odbędą służbę wojskową. To był początek lat 70. W wojsku nie było religijnych kobiet. Nawet dziś, gdy ortodoksyjna kobieta zdobędzie miejsce w elitarnej jednostce wojskowej, jej historia trafia do gazet, bo to wciąż ewenement. Diny i jej koleżanek nie zniechęciły groźby dyrektora szkoły, że je wyrzuci za karę. "Nie był pacyfistą, po prostu uważał, że miejsce kobiet nie jest w wojsku, tylko w domu" - tłumaczy Feldman.
Spędziła w wojsku 25 lat, większość czasu jako psycholożka kliniczna. Przez te lata wiele się zmieniło w jej życiu. Dostała stypendium i na pewien czas wyjechała już z mężem i dziećmi do Stanów Zjednoczonych, gdzie trafiła do społeczności reformowanego judaizmu - religijnych żydów, ale zupełnie inaczej praktykujących judaizm niż żydzi ortodoksyjni czy haredim w Izraelu. Judaizm reformowany postuluje modernizację halachy - religijnych przepisów. Ortodoksyjny rabinat w Izraelu nie uznaje reformowanego nurtu judaizmu za równoprawny.
Tam, gdzie śpiew kobiety to cudzołóstwo
"W synagodze reformowanej poczułam się dobrze. Kobiety mogły być nie tylko rabinami, ale też kantorami. W ortodoksyjnej - siedzą z tyłu i nie wolno im brać aktywnego udziału w modlitwie. A słuchanie śpiewu kobiety jest równoznaczne z cudzołóstwem. Zrozumiałam, jak bardzo byłam ograniczona w swojej własnej społeczności. Poczułam się tak, jakby ktoś nagle w dusznym pokoju otworzył okno" - opowiada Feldman.
Feldman po powrocie do Izraela podjęła studia w Żydowskim Instytucie Teologicznym. Uczyła się zakazanego wcześniej Talmudu. Pracę napisała o swojej biblijnej imienniczce - Dinie. Jej 12 braci stało się założycielami 12 plemion Izraela. Feldman postanowiła więc odpowiedzieć na gnębiące ją od dzieciństwa pytanie: czemu biblijna Dina nie miała swojego plemienia, i zagłębić się w jej historię.
Feldman została dyrektorką Kolech - feministycznej organizacji religijnych kobiet, która promuje ich emancypację, ale bez zrywania z religią. "Dużo się zmieniło przez ostatnie lata. Kobiety są w parlamencie, w Sądzie Najwyższym, czemu nie mogą być rabinami? Instytucje rabinatu chcą zahamować te zmiany i ograniczyć rolę kobiety do bycia matką i żoną".
W styczniu pierwsza grupa kobiet skończyła studia halachy prowadzone w Centrum Zaawansowanych Studiów nad Judaizmem Beit Morasha. "Gdyby były mężczyznami, byłyby teraz rabinami" - pisał o absolwentkach izraelski dziennik "Jedijot Achronot".
Polski problem
Kilka lat temu Dina Feldman znalazła listy napisane przez swojego polskiego dziadka; mówi, że są takie piękne, mądre, bogate w tradycję, że czytając je płacze, "mimo, że dziadek był fanatykiem". "Tradycja mnie fascynuje, tylko nie lubię tego, że tradycja stawia kobietę niżej od mężczyzny. Więc wróciłam do niej, okrężną drogą - przez Polskę" - tłumaczy.
"Cztery lata temu zaczęłam badać historię moich dziadków - polskich chasydów, bardzo ultraortodoksyjnych. Gdyby mój dziadek mnie dzisiaj spotkał, nie zaakceptowałby mnie, powiedziałby, że nie jestem Żydówką. Oni żyli w kulturowym getcie, dziadek nie mówił ani słowa po polsku. A ja i moje dzieci uczymy się nie tylko polskiego, ale też arabskiego" - mówi Feldman.
"A z Polską mam problem. Muszę do tego wrócić, żeby móc posunąć się do przodu. Dlatego zajęłam się relacjami polsko-izraelskimi. Do 40. roku życia kształtowała mnie religia i trauma Holokaustu. Teraz zajmuję się szukaniem równowagi między religią, tradycją i nowoczesnością oraz porozumienia z tymi, z którymi łączą nas najtrudniejsze relacje - z Polakami, Niemcami, Palestyńczykami" - kończy Feldman.