Strach był zawsze, bo w piłce ręcznej co minutę ktoś ląduje na podłodze z grymasem bólu na twarzy. Ale złamany nos to nie to samo, co strata oka. – Co tu gadać, syn jest kaleką! – wykrzykuje Mirosław Bielecki. – Drżę na samą myśl o kolejnym meczu – dodaje jego żona Zdzisława.
Dramat
Cztery miesiące wcześniej w kieleckiej hali rozegrał się największy życiowy dramat 28-letniego zawodnika. Po starciu z Chorwatem Josipem Valciciem doszło u Karola do pęknięcia gałki ocznej. Dwie operacje nie przywróciły mu wzroku. Bielecki widzi dziś tylko na prawe oko.
O wypadku Karola, jego heroicznej postawie podczas rehabilitacji i powrocie na boisko informują wszystkie polskie i zagraniczne media. Skąd u Bieleckiego tyle siły i charakteru? Odpowiedź mogę znaleźć tylko w Sandomierzu, w domu jego rodziców.
– Żyjemy sobie spokojnie, w swoim świecie. Nie potrzebujemy rozgłosu – podkreślają. – Intruzów Borys przegoni – dodaje Mirosław Bielecki i wpuszcza do pokoju 6-letniego boksera.
Ja wam jeszcze pokażę!
W małym domku w zawichojskiej dzielnicy wychowywał się Karol. W młodości pracował na budowie i przy wykopkach. Szanował pieniądze, nie palił, nie pił. Orłem w nauce nie był, ale rodzice nie mieli z nim żadnych problemów. Gdy się urodził, miał standardowe 50 cm i ważył 3,5 kg. Pod koniec podstawówki wystrzelił w górę. – Był najwyższy, więc w szkole wiecznie przypinał firanki – uśmiecha się pani Zdzisława.
Spokojny, cichy, nawet trochę nieśmiały. Żaden przywódca grupy. Za to szalenie ambitny. Mama Karola: – Gdy nie przyjęli go do najlepszej w Polsce Szkoły Mistrzostwa Sportowego w Gdańsku, płakał, ale i odgrażał się. Wołał: "Ja wam jeszcze pokażę!”.
– A pan pokaż mi sportowca z jajami, mistrza świata, który wychował się w dobrobycie – dodaje Bielecki.
Pieniądze go nie zmieniły
Jeden z najbardziej cenionych szczypiornistów świata talentu do piłki ręcznej nie odziedziczył. Poza dziadkiem wioślarzem nikt w rodzinie Bieleckich sportem się nie zajmował. – Karol zaczynał od futbolu i pewnie by przy nim pozostał, gdyby nie wpadł na drabinki i nie rozwalił sobie palca. Wtedy postanowił, że piłką lepiej rzucać – śmieje się pani Zdzisława.
Sześć lat temu trafił do Bundesligi, piłkarskiego raju. Klub z Magdeburga zostawił w tyle blisko 20 konkurentów i zapłacił za Karola 200 tysięcy euro. To najwyższy transfer w historii polskiego szczypiorniaka. – Pieniądze go nie zmieniły – opowiada Mirosław Bielecki. – Karol nie zapomina, skąd się wywodzi. Jak przyjeżdża do domu, stawia chłopakom z dzielnicy skrzynkę wina i piwa.
Niebieski pokój, niebieskie piłki
W dniu wypadku Karola Zdzisława Bielecka została dłużej w pracy. – Wróciłam do domu i już wiedziałam, że stało się coś bardzo złego. Mąż ganiał z pokoju do łazienki, roztrzęsiony. Złapałam za telefon i zadzwoniłam do córek, które były na meczu. Nie chciały powiedzieć, co z Karolem.
Doszliście państwo do siebie? Minęły cztery miesiące, syn wrócił do sportu…
– Dajże pan spokój – macha ręką Mirosław Bielecki. – Od tego nie da się uciec.
Proponuje, żebym zakleił sobie jedno oko i przez jakiś czas tak funkcjonował. – Bo ludzie nie mają pojęcia, co Karol przechodzi i czego dokonał, wracając na boisko. Każdy liczy kolejne gole, a jemu okulary podczas gry zachodzą parą i wtedy już prawie nic nie widzi. Spawaczem jestem, więc wiem, jaka to mordęga.
Skała facet
Krótko przed feralnym meczem z Chorwacją Karol przedłużył o 5 lat kontrakt z Rhein-Neckar Löwen. Wypadek zdarzył się w Polsce, Niemcy nie mieli obowiązku zapewnienia zawodnikowi opieki i przyznania mu renty. Zachowali się jednak z klasą.
– Inaczej, niż nasze władze. Wpinają mu ordery, a o parę złotych odszkodowania trzeba się wykłócać. Jak można nie zadbać o swojego wybitnego sportowca, olimpijczyka?! – wścieka się ojciec piłkarza.
– Cały związek jest beznadziejnie zarządzany. Działacze po świecie jeżdżą i diety se wypisują, a zawodnicy świecą za nich oczami! Jakbym panu zdradził kilka szczegółów, to byś pan spadł z krzesła.
Warto się wspomnieć o rehabilitacji Karola. Niemcy zamykali go w pokoju pomalowanym na niebiesko i kazali łapać niebieskie piłki. – I tylko głowami kręcili z podziwu. Karol to skała facet. Nie ma pan pojęcia, jak strasznie dumny z niego jestem – Mirosław Bielecki, potężne chłopisko, ścisza głos. W jego oczach pojawiają się łzy.