Składający niedawno wizytę Lechowi Wałęsie, Bronisławowi Komorowskiemu i Donaldowi Tuskowi, republikański kandydat na prezydenta USA Mitt Romney, wskazał właśnie, kto będzie ubiegał się wraz z nim o wiceprezydenturę.
Barack Obama, jak ognia, unikał konfrontacji z Ryanem, kiedy forsował swoją reformę systemu opieki zdrowotnej. Republikanin zarzucał jej brak spójności koncepcyjnej, zbiurokratyzowanie, a przede wszystkim ogromne koszty wprowadzenia.
Jest do tego młody, przystojny i świetnie wypada w mediach. Jest to niedobry znak dla obamowego wiceprezydenta Joe Bidena, któremu przyjdzie się ścierać z Paulem Ryanam w debatach telewizyjnych.
Uchodzący za silnego kandydata do miejsca u boku Romneya, senator Marco Rubio, Kubańczyk z pochodzenia i też katolik, który miałby być "magnesem” dla elektoratu latynoskiego, od razu poparł Ryana nie wdając się w jakiekolwiek demonstracje żalu czy rozczarowania. "Ryan z Romneyem zapewnią przywództwo z wizją, czego dziś Ameryce brakuje. Dlatego wygrają listopadowe wybory.” – deklaruje Rubio.
Jest to także bardzo dobry gest w kierunku amerykańskich katolików stanowiących około 23 procent amerykańskiego społeczeństwa. Jak wiadomo, Mitt Romney jest mormonem, a stosunek do tej grupy religijnej jest wciąż obciążony rozmaitymi mitami i stereotypami (np. na temat ich wielożeństwa). Ultrakatolik i ulubieniec amerykańskich biskupów Ryan niejako legitymizuje Romneya wobec elektoratu katolickiego.
Taki tandem może uchodzić dla wielu za tandem wartości. Zapewne będzie bliski Lechowi Wałęsie, który nie krył sympatii po spotkaniu z Mittem Romney nazywając go właśnie "politykiem wartości” podkreślając swoje i jego podobieństwa: religijność, kult rodziny, wielodzietność.
Z drugiej strony, konserwatywny Ryan, przeciwnik aborcji, małżeństw tej samej płci i eksperymentów genetycznych, nie pomijający żadnej okazji by modlić się w kościele i publicznie deklarujący przywiązanie do wartości katolickich, jest kandydatem, który może przekonać środowiska tradycjonalistyczne.
Pamiętajmy też, że katolikiem jest jego rywal Joe Biden. Gdyby Romney nie wskazał na katolika, jako swego zastępcę, katolickie głosy wahających się mogłyby przepłynąć do Obamy ze względu na Bidena. Demokraci na to bardzo liczyli.
Dodatkowo argumentem Ryana jest jego młody wiek. Jest reprezentantem pokolenia urodzonego w latach 70., które jeszcze nie aspirowało na drabinie władzy tak wysoko.
Wszystko to są komunikaty płynące z obozu republikańskiego do elektoratu niezdecydowanego, jak głosować. Taki właśnie elektorat decyduje o zwycięstwie, gdy rywale idą łeb w łeb. Badania opinii pokazują, że dziś na Obamie gotowych jest jeszcze raz uwierzyć 47-48 procent wyborców, zaś za Romneyem poszłoby 42-43 procent. Dziesięć procent czeka.
O te dziesięć procent stoczony zostanie bój na śmierć i życie. Paul Ryan będzie jego ważnym, a być może nawet decydującym uczestnikiem.