Dlaczego w warszawskim Szpitalu Bielańskim noworodka pilnowali policjanci? Rodzice nie zgodzili się na szczepienia. Lekarze obawiali się, że wymagająca leczenia Klara zostanie zabrana z oddziału siłą.
Klara urodziła się 17 kwietnia w Szpitalu Bielańskim.
- Widziałem, jak Edytka rodziła, przecinałem pępowinę. To był dla mnie wyjątkowy moment. Podczas prowadzenia ciąży w Szpitalu Bielańskim wszystko było w porządku. Byłem bardzo zadowolony ze szpitala, nic nie zapowiadało koszmaru – mówi Wojciech Borys, ojciec dziewczynki.
Historia Klary, której rodzice nie wyrazili zgody na szczepienie i zażądali wypisania noworodka do domu, wzbudziła dużo emocji. Widać je było m.in. na portalach społecznościowych, gdzie zaktywizowali się działacze antyszczepionkowi.
- Dramatem jest, że do tej pory rodzice nie poznali podstawy prawnej na podstawie, której ograniczono im wolność. Dramatem jest, że szpital zaprzecza, że ojciec jest ojcem dziecka. Dramatem jest, że nie poszanowano prawa pacjenta do świadomej zgody. Lekarze zamiast rozmawiać z rodzicami powiadomili policję – mówi Justyna Socha ze Stowarzyszenia "Stop NOP".
- Rodzice chcieliby zdementować informację, jakoby mieli nie wyrazić zgody na antybiotykoterapię. Pojawił się konflikt dotyczący podania szczepień. Placówka medyczna nie ma monopolu na wiedzę w zakresie leczenia dziecka – twierdzi Arkadiusz Tetela, pełnomocnik rodziców Klary.
Szpital zapewnia, że noworodki, nawet, jeśli rodzice odmawiają ich zaszczepienia, dostają wypis do domu. Ta sytuacja była jednak wyjątkowa.
- Nie zatrzymujemy nikogo w szpitalu z takiego powodu. Natomiast sytuacja tego dziecka jest odmienna – zapewnia doktor Jacek Witwicki, ordynator oddziału neonatologii.
Następnego dnia po porodzie na oddziale noworodków pojawiła się policja. Małej Klary i jej mamy przez 24 godziny pilnowało dwóch funkcjonariuszy. Policję wezwał personel medyczny.
- Dostaliśmy od personelu informację, że doszło do konfliktu, między opiekunem dziecka, a personelem szpitala – mówi nadkom. Elwira Kozłowska z Komendy Stołecznej Policji Warszawa-Żoliborz.
Jeśli awanturował się ojciec, to, dlaczego strzeżone było dziecko i jego matka?
- Zagrożone było zdrowie i życie dziecka. Otrzymaliśmy też informację, że wniosek o dalszą hospitalizację jest już wysłany do sądu. Musieliśmy tam być do czasu podjęcia decyzji przez sąd. Chodziło o zapewnienie bezpieczeństwa tym pacjentom, którzy byli na oddziale – dodaje nadkom. Elwira Kozłowska.
Szpital przekonuje, że wezwał policję właśnie ze względu na wyjątkowy przypadek.
- Baliśmy się sytuacji, w której dojdzie do siłowej próby zabrania noworodka, który wymaga naszej opieki i leczenia – mówi doktor Jacek Witwicki.
Rodzice twierdzą, że nie zostali poinformowani o problemach zdrowotnych Klary.
- Nie powiedzieli nam, że dziecko jest chore, że ma podwyższone CRP. Tylko, jak powiedzieliśmy, że chcemy wypisać małą na żądanie to powiedzieli, że się nie zgadzają, bo wyniki są złe. Powiedzieli, że będąc w ciąży miałam kłopoty z płucami, moczem i to jest przez to – twierdzi Edyta Gruszczyńska, mama Klary.
- Rodzice nie wyrazili zgody na leczenie i hospitalizację dziecka. I żądali natychmiastowego wypisu ich dziecka – podkreśla doktor Jacek Witwicki.
- Chcieliśmy przenieść się do innej kliniki. Niestety nam uniemożliwiono. Grożono nam powiadomieniem prokuratury – twierdzo ojciec Klary.
Polskie prawo reguluje, kiedy można wypisać dziecko ze szpitala.
- Każdy pacjent ma prawo decydowania o sobie i może na własne żądanie się wypisać. Na żądanie można wypisać też małoletniego. Natomiast w przypadku, kiedy dziecko wymaga dalszego leczenia wymagane jest rozstrzygnięcie sądu opiekuńczego – mówi Paweł Grzesiewski z biura rzecznika praw pacjenta.
- Byliśmy zmuszeni do wystąpienia do sądu opiekuńczego o zgodę na dalsze leczenie i diagnostykę. Taką zgodę uzyskaliśmy następnego dnia – mówi doktor Jacek Witwicki.
Wszystkim, chodziło o dobro dziecka. Każdy jednak pojmował je inaczej. W szpitalu zjawili się członkowie stowarzyszenia „Stop NOP”, zorganizowali zbiórkę i pomoc prawna dla rodziców.
Szpital przekonuje, że wezwał policję, żeby uspokoić emocje.
- Chciałbym uniknąć takiej sytuacji. Ale proszę wziąć pod uwagę, że mieliśmy tutaj wizytę osób, które należą do ruchów antyszczepionkowych. Te osoby zachowywały się głośno i agresywnie. Myślę, że obecność policji wpływa uspokajająco – mówi doktor Jacek Witwicki.
Według ojca, cała sprawa rozpoczęła się od badań, które wykonano Klarze pod jego nieobecność.
- Robiono dziecku badania, o których nie informowano ani mnie, ani matki. Wyników tych badań nie chciano nam pokazać ze względu na to, że kwestionowano moje ojcostwo – mówi Wojciech Borys. I przyznaje, że problem z ojcostwem pojawił się z powodów formalnych. - To był mój błąd, taki dokument powinniśmy załatwić – mówi Borys.
Szpital przekonuje, że udzielił stosownych informacji zarówno matce, jak i ojcu. Ale przyznaje, że dokumentacji nie przekazał.
- Rodzice zawsze są informowani na bieżąco, jak tylko mamy wyniki badań dotyczące ich dziecka, łącznie z interpretacją przez lekarza prowadzącego. Dokumentacja papierowa jest wewnętrzną dokumentacją szpitalną, nie ma potrzeby przeglądania jej przez rodziców. I tak nie są w stanie interpretować badań laboratoryjnych – mówi doktor Jacek Witwicki.