Ma rozpoznawać i rozwiązywać stadionowe problemy. Być mediatorem i łącznikeim między kibicami, klubami, ochroną a policją. Ale także dopingować ukochaną drużynę. Spotters to dwa w jednym: policjant i kibic.
Spottersi mają być rozpoznawalni. Wyróżniać mają ich niebieskie kamizelki. Nie będą jednak nosili ze sobą broni, tylko kajdanki i ręczny miotacz gazu.
Jak podaje magazyn "Policja 997" spottersi głównie mają służyć pomocą kibicom, kiedy tylko ci będą jej potrzebować. Mają być tolerancyjni i przymykać oko niewielkie wykroczenia, zwykle karane mandatami. Chodzi o to, by nie prowadzić do wzrostu napięć i zamieszek.
Czy projekt się powiedzie? Trudno powiedzieć. Widomo jedno - spottersi ryzykują bardzo. Bo nie jest tajemnicą, że kibice nie przepadają za policjantami.
"Ryzyko jest wpisane w ten zawód. Chuliganów można także spotkać na ulicy, nie tylko na stadionie. Jest to bardzo specyficzny rodzaj pracy, dlatego do tej roli wybierani będą ci policjanci, którzy - znając jej specyfikę - zdecydują się na nią. Część policjantów występowała już w roli spottersów podczas mistrzostw w 2006 w Niemczech i w 2008 w Austrii i Szwajcarii. Być może dzięki temu projektowi uda się zmienić negatywny dzisiaj wizerunek polskiego kibica, który kojarzony jest z chuligańskimi wybrykami, ograniczyć do minimum panujące na stadionach wśród innych kibiców poczucie strachu, lub przynajmniej zminimalizować negatywny wpływ jaki mają dzisiaj pseudokibice na młode pokolenia fanów piłki nożnej" - pisze na swojej stronie policja.
Swojego spottersa będzie miała też lubelska policja. Funkcjonariusz, który ma chodzić na mecze, to sierżant z pięcioletnim stażem służby. W tej chwili pracuje w Komendzie Miejskiej Policji. – Od września rozpoczyna ostatni etap szkolenia w Legionowie. To będzie taki dzielnicowy od kibiców – mówi "Kurierowi Lubelskiemu" podinsp. Janusz Wójtowicz z KWP w Lublinie.
Ponoć sam zgłosił się do tego zadania.
(łm)