Pan Jerzy i jego była żona przez kilka lat walczyli o prawo do opieki nad 7-letnim dziś synem. Sąd zdecydował jednak o umieszczeniu chłopca w pieczy zastępczej. - Sędzia miał przed sobą dwoje skłóconych ludzi, w jakiś sposób nieodpowiedzialnych w relacji ze swoim dzieckiem – tłumaczy psycholog.
Pan Jerzy od kilku miesięcy mieszka i pracuje w Brukseli. Jakiś czas temu przyjechał do Polski z obecną żoną i córeczką.
- Przyjechałem, żeby wziąć udział w rozprawie sądowej, a także po to, aby spróbować spotkać się z moim synem, z którym nie widziałem się od czterech miesięcy. W mojej ocenie doszło do porwania mojego syna przez dziadka - tłumaczy mężczyzna.
Pan Jerzy z poprzednią małżonką rozwiódł się ponad pięć lat temu. Zaraz po rozwodzie oboje zaczęli walczyć o to, kto będzie lepszym rodzicem dla ich syna.
- Po rozwodzie mieliśmy krótkie spotkanie z naszymi pełnomocnikami i decyzja była taka, że dziecko zostaje pod opieką matki, a kontakty będą realizowane bez definiowania. Miałem szczerą nadzieję, że pani Agnieszka będzie mi pozwalać widzieć się z synem, kiedy tylko będę chciał. (…) Początkowo to funkcjonowało, ale w pewnym momencie pani Agnieszka przestała współpracować i odcięła mnie od dziecka - mówi pan Jerzy.
Ojciec złożył w sądzie wniosek o ustalenie kontaktów z dzieckiem. Dla sądu sprawa nie była ani prosta, ani oczywista. Trwała kilka lat.
- Matka ukrywała się z dzieckiem przez prawie trzy lata. Sąd nie wiedział gdzie przebywa i ona, i dziecko. Ona podawała różne adresy w całej Polsce - mówi Anna Baranowska, pełnomocniczka pana Jerzego. I dodaje: - Pisała oszczercze e-maile do sądu. Były w nich wulgaryzmy na temat sędziego, nie mówiąc już o tym, co pisała o byłym mężu.
- Kierowała to do bardzo licznej grupy adresatów: do sądów, kuratorów, mojej rodziny, nawet do prezydenta miasta Gdańska, rzeczników praw obywatelskich i praw dziecka - opowiada pan Jerzy.
Walka o dziecko
W tej sytuacji sąd uznał, że matce trzeba ograniczyć władzę rodzicielską.
Odtąd życie chłopca zmieniło się – pełną władzę rodzicielską miał ojciec, a matka mogła spotykać się z dzieckiem tylko w wyznaczonych terminach i tylko w obecności kuratora.
- Dzieci, które są w takiej sytuacji, to są dzieci, które przeżywają ogromną traumę. To po nich nie „spłynie”, skutki tego nie znikną. Takie dzieci mają kłopoty z nawiązywaniem relacji rówieśniczych, mają zaniżoną samoocenę, po prostu emocjonalnie cierpią - mówi Mirosława Kątna, psycholog z Komitetu Ochrony Praw Dziecka.
Nowa żona pana Jerzego mówi, że gdy 7-latek trafił pod ich opiekę, zachowywał się spokojnie. - Spędzaliśmy razem czas, chodziliśmy na spacery. Uczyliśmy go jeździć na rowerze, rozmawiać z rówieśnikami, nawiązywać kontakty. Wcześniej nie potrafił tego robić. Na placu zabaw był przerażony, siedział przy nas i trzymał nas za rękę. Dopiero jak był u nas, poszedł kilka razy, nawiązał jakieś kontakty i od tej pory wiecznie chciał być na dworze - opowiada pani Joanna.
„Groziła, że go zabije”
Matka chłopca nie pogodziła się z tym, że nie może być z dzieckiem na co dzień i że opiekę nad synem sprawuje ojciec.
- Była żona mojego męża groziła mu, że go zabije i wierzę, że mogłaby to zrobić - mówi pani Joanna. I dodaje: - W Wigilię postanowiła zajrzeć nam do domu przez okno. Wie pan, jak się czuje ktoś, komu się zagląda przez okno? Ja potem bałam się wychodzić z domu. Wie pan jakie to jest uczucie, kiedy idziesz z wózkiem z kilkumiesięcznym dzieckiem i ogląda się za siebie, w strachu, że ktoś wbije nóż w plecy, żeby zniszczyć twojego męża?
- Były groźby, maile, wyzwiska. W pewnym momencie mój mąż zaczął to przede mną ukrywać, bo wiedział, że więcej już tego nie zniosę - kontynuuje pani Joanna.
- Zgłosiłem to na policję, policja do prokuratura, a prokuratora do sądu i teraz jest sprawa karna - mówi ojciec 7-latka.
- Była żona pokrzywdzonego usłyszała zarzut dotyczący nękania, znieważania oraz groźby karalnej pozbawienia życia. To jest jeden zarzut popełnienia przestępstwa wieloczynowego. Do tych zachowań dochodziło od 2017 roku do stycznia 2021 roku. To bardzo długi okres i jednocześnie bardzo intensywny - mówi Grażyna Wawryniuk z Prokuratury Okręgowej w Gdańsku.
„Dziecko staje się drugoplanowym obiektem”
Była żona pana Jerzego kategorycznie odmówiła wystąpienia przed kamerą, potem zgodziła się na rozmowę, ale po jakimś czasie znów zmieniła zdania.
W kilkudziesięciu mailach przesłanych do redakcji przedstawiła swoją wersję zdarzeń. Za krzywdę dziecka obwiniała byłego męża, zarzucając mu całkowity brak zainteresowania synem.
- Tacy rodzice często uważają, że są ojcem albo matka roku, że są najlepszą osobą do sprawowania opieki. Są tak zaślepieni swoją niechęcią i nienawiścią do swojego byłego partnera czy partnerki. To są tak silne i jednocześnie głupie emocje, bo pokazują, że dziecko staje się drugoplanowym obiektem w tym wszystkim - ocenia Mirosława Kątna, psycholog z Komitetu Ochrony Praw Dziecka.
Decyzja o pieczy zastępczej
- Obecnie sytuacja jest taka, że sąd wydziera mi dziecko i chce je dać do pieczy zastępczej - dziecko, które żyje w rekonstruowanej, w pełni funkcjonującej rodzinie. Gdzie ma świetne możliwości edukacyjne, kochającego ojca, jego żonę, z którą się świetnie dogaduje i swoją ukochaną, małą siostrzyczkę - mówi pan Jerzy.
Jak do tego doszło?
Pan Jerzy otrzymał propozycję pracy w europejskiej agencji lotniczej w Brukseli. By wyjechać do Belgii z synem, nad którym sprawował władzę rodzicielską, musiał mieć zgodę matki, ale to – z powodu konfliktu z byłą żoną – nie wchodziło w rachubę. Poza tym wyjazd dziecka za granicę pozbawiłby ją przyznanych przez sąd spotkań z synem.
- Zwróciliśmy się do sądu o pozbawienie matki władz rodzicielskich, a następnie o pozwolenie na wyjazd na stałe - mówi mężczyzna. Sąd długo nie rozpatrywał tego wniosku, więc pan Jerzy, nie czekając na orzeczenie, wyjechał z dzieckiem do Brukseli. Gdy był za granicą, dowiedział się, że sąd nie zgodził się na wyjazd chłopca z Polski. Ojciec natychmiast wrócił do kraju i oddał syna pod opiekę byłego teścia.
Chłopiec miał spędzić z dziadkiem wakacje i wrócić do Brukseli, tak jednak nie stało się. - Przyszedł koniec wakacji, mój syn miał zacząć uczęszczać do szkoły w Brukseli, gdzie był zapisany. Umówiłem się z dziadkiem dziecka, że odstawi go na lotnisko. Nadeszła godzina odlotu, a dziadek nie odbiera. Zadzwoniłem na infolinię linii lotniczej - mojego syna nie było na liście pasażerów. Myślałem, że coś się stało. W końcu policji udało się skontaktować z moim byłym teściem, który powiedział im, że zmienił zdanie i nie odda mi syna - opowiada pan Jerzy.
Pan Jerzy stracił kontakt z synem. Próbował odnaleźć dziecko w miejscach, w których mieszkał dziadek, ale mu się to nie udało.
Na początku października losem dziecka zaniepokoił się sąd rodzinny, który uznał, że zachowania rodziców nie gwarantują chłopcu dobrego rozwoju. Sąd postanowił ograniczyć ojcu prawa rodzicielskie i zdecydował o umieszczeniu dziecka w pieczy zastępczej.
- Sąd miał przed sobą dwoje skłóconych ludzi, w jakiś sposób nieodpowiedzialnych w relacji ze swoim dzieckiem. Stawiam ten znak równości, bo pomimo że znamy deficyty matki, to musimy pamiętać, że ojciec, realizując swoje potrzeby, do czego ma prawo, nie liczył się z potrzebami dziecka - uważa psycholożka Mirosława Kątna.
- Umieszczenie dziecka w środowisku obcym zawsze jest trudnym przeżyciem. W głowie takiego dziecka rodzi się myśl: „To się stało za karę. Coś ze mną było nie tak”. Dzieci biorą na siebie odpowiedzialność za takie wydarzenia i obwiniają siebie. To jest dla nich potworne obciążenie - dodaje Kątna.
„To sąd, a nie ja”
- Jedynym zarzutem sądowym wobec mnie jest to, że ja neguję rolę matki w życiu syna. To nie jest prawda - zapewnia pan Jerzy.
Z uzasadnienia sądowego dołączonego do decyzji o umieszczeniu dziecka w pieczy zastępczej wynika, że sąd zarzuca ojcu dziecka, że stawia własne potrzeby ponad dobro dziecka.
- Ja mam już prawie 40 lat, nie zrobię już jakiejś piorunującej kariery, ale będą w stanie dobrze zarabiać, żeby zapewnić dziecku dobrą szkołę. (…) Pieniądze to nie wszystko, rodzina jest także ważna - mówi ojciec chłopca.
Co zatem z matką dziecka, która zostanie w Polsce, gdy jego ojciec zaplanował przyszłość dziecka za granicą?
- Dziecko nadal mogłoby się spotykać z matką. Takie kontakty mogłyby się odbywać w trakcie ferii, wakacji, nawet raz w miesiącu w weekend. Plus wideokonferencje. To przecież nie jest koniec świata - tłumaczy ojciec.
- Mam wrażenie, że przez tę swoją nieroztropną decyzję, doprowadził pan do sytuacji, gdzie dziecko nie ma ani ojca, ani matki przy sobie. Czy zdaje pan sobie z tego sprawę? - zapytał reporter Uwagi!
- Do takiej sytuacji doprowadził sąd, a nie ja - uważa pan Jerzy.
***
Tuż przed świętami sytuacja diametralnie się zmieniła. Sąd zdecydował, że chłopiec będzie przy ojcu i może z nim wyjechać do Belgii. Sędzia będzie jeszcze rozpatrywał, w jaki sposób matka ma kontaktować się z synem.