Ostrzelany na Ukrainie z granatnika autokar należał do firmy spod Kraśnika. Na prywatną wycieczkę pojechali nim m.in. samorządowcy z Lubelskiego, w tym wicemarszałek województwa.
Informację o incydencie jako pierwsze podały lwowskie media. Miało do niego dojść ok. godz. 23 w sobotę, gdy autokar stał na hotelowym parkingu w Sokolnikach pod Lwowem. Na szczęście obyło się bez ofiar. W niedzielę wieczorem doniesienia o wybuchu potwierdziło polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych.
– Polskie służby konsularne ustaliły, że autobusem podróżowała grupa 23 polskich turystów, wśród których byli urzędnicy samorządowi. Pojazd uszkodzony został na parkingu w okolicy hotelu. W momencie zdarzenia w pojeździe nie przebywała żadna osoba. Nikt nie został poszkodowany – czytamy w komunikacie MSZ.
W poniedziałek agencja Ukrinform powołując się na źródło w ukraińskiej policji podała, że atak na polski autobus pod Lwowem został dokonany za pomocą granatnika RPG-26. Ukraińskie służby zakwalifikowały to jako akt terrorystyczny
Jak ustaliliśmy, wśród samorządowców, którzy przyjechali na Ukrainę byli m.in.: wicemarszałek województwa lubelskiego Grzegorz Kapusta, radny powiatu ryckiego i dyrektor Wojewódzkiego Biura Geodezji w Lublinie Tomasz Prządka oraz zastępca burmistrza Ryk Magdalena Woźniak.
– To był prywatny wyjazd grupy znajomych. W chwili zdarzenia wszyscy byliśmy w hotelu. W pewnym momencie usłyszeliśmy dobiegające z zewnątrz sygnały alarmów samochodowych, ale nie zwróciliśmy na to większej uwagi. Dopiero rano dowiedzieliśmy się o tym, co się stało – opowiada nam Tomasz Prządka.
– Pojazd miał wybitą szybę oraz dziury w karoserii i podłodze. Całe szczęście, że w momencie wybuchu nie było w nim nikogo – dodaje wicemarszałek Kapusta.
Uczestnicy wyjazdu ukraińskim autokarem pod eskortą policji zostali przewiezieni na przejście graniczne w Hrebennem. Stamtąd odebrał ich autobus zastępczy podstawiony przez firmę z powiatu kraśnickiego, do której należał zniszczony pojazd. Ten na razie pozostał na Ukrainie i został zabezpieczony przez tamtejsze służby.
– Cały czas jestem przesłuchiwana. Mieli wydać mi autokar, ale tak się nie stało. Zabrano mi kluczyki – mówi nam właścicielka firmy. Kobieta nie chce podawać swoich danych.
– Podobno jest to sprawa polityczna i ma związek z wizytą naszego prezydenta na Ukrainie. Jeśli tak jest, to ta sprawa nie jest problemem jedynie mojej firmy. Tyle że ani ze strony polskiej, ani ukraińskiej nie mam żadnej pomocy. A pomoc m.in. prawna jest mi bardzo potrzebna. Oczekuję pomocy – apeluje.
O taką pomoc zapytaliśmy polskie MSZ, ale w odpowiedzi odesłano nas do wspomnianego wcześniej komunikatu.
O tym, że incydent mógł mieć związek z zaplanowaną na środę wizytą prezydenta Andrzeja Dudy w Charkowie, przekonują przedstawiciele strony ukraińskiej. Szef MSZ Ukrainy Pawło Klimkin zdarzenie nazwał „prowokacją”.
– Ktoś usilnie stara się skłócić nas z Polską i zerwać wizytę prezydenta Andrzeja Dudy. Zrobimy wszystko, by wyjaśnić okoliczności tego incydentu. A prowokatorów zapewniam, że nic im z tego nie wyjdzie – napisał Klimkin na Twitterze.