Saudyjski student, który trafił do szpitala po wybuchu jest obiektem zainteresowania śledczych w związku z zamachami w Bostonie. Jego mieszkanie zostało przeszukane, a on przesłuchany - ujawnił szef komisji bezpieczeństwa wewnętrznego w Izbie Reprezentantów Michael McCaul.
20-letni saudyjski student mający amerykańską wizę był jednym z widzów słynnego maratonu bostońskiego w poniedziałek. Jak donoszą media, podczas przesłuchania miał zdecydowanie zaprzeczać, jakoby miał związek z wybuchami bomb, do których doszło tuż przy mecie przed godz. 15 czasu lokalnego.
"Według świadków zachowywał się podejrzanie tuż przed wybuchem, a potem uciekał" - podawał dziennikarz NBC. On także podkreślał, że jest zbyt wcześnie, by wyciągać wnioski. Nie sprecyzował też, co oznacza "podejrzane zachowanie".
Z kolei gubernator stanu Massachusetts Deval Patrick potwierdził na wtorkowej konferencji prasowej, że na mecie maratonu w Bostonie były tylko dwa ładunki wybuchowe - te, które eksplodowały w poniedziałek. Nie znaleziono natomiast żadnych niewybuchów.
Przedstawiciele FBI zapewnili, że dzień po bostońskim maratonie nie stwierdzono "żadnych dodatkowych zagrożeń". Jak zastrzegli, teren wokół mety maratonu może być jeszcze przez kilka dni traktowany przez władze jako miejsce przestępstwa.
Co najmniej trzy osoby - w tym 8-letnie dziecko - zginęły, a ponad 140 zostało rannych w wyniku dwóch wybuchów na mecie maratonu w Bostonie. Kilkanaście jest w stanie krytycznym; wiele straciło nogi lub ręce. Według najnowszych informacji w szpitalach wciąż przebywa 126 osób.
Prezydent USA Barack Obama zapowiedział użycie wszelkich możliwych środków w celu znalezienia sprawców zamachu. W poniedziałkowym wystąpieniu powstrzymał się od użycia sformułowania "atak terrorystyczny". Anonimowe źródła w Białym Domu przyznały, że sprawa jest traktowana jako akt terroru.
Konsul RP w Bostonie Marek Leśniewski-Laas powiedział PAP we wtorek rano (czasu lokalnego), że wciąż nie ma informacji, by wśród ofiar byli Polacy.