W poniedziałek wchodzi w życie zakaz palenia w klubach, kawiarniach i restauracjach. Nie będzie już tam można palić, chyba że w wydzielonym szczelnie zamkniętym pomieszczeniu (tak żeby dym się nie przedostawał) albo w odrębnej palarni.
Według ustawy mandat może wręczyć inspektor sanitarny, strażnik miejski, policjant. W praktyce palaczy karać może na razie tylko policjant, bo inspektorów sanepidu i strażników miejskich blokują niedostosowane do nowej ustawy resortowe rozporządzenia.
– Dla mnie jako palacza to problem. Bo jeśli w lokalu nie będzie palarni, to trzeba będzie za każdym razem wychodzić na zewnątrz. Z drugiej strony, dobrze, że dba się o zdrowie niepalących – mówi Agnieszka Krasa-Olko z Lublina.
Nowe przepisy wchodzą w życie 15 listopada. Właściciele pubów i restauracji o powierzchni do 100 mkw. muszą wybrać. Albo zakaz, albo swoboda palenia w całym lokalu. – Nasza restauracja na Starym Mieście będzie objęta całkowitym zakazem – zapowiada Włodzimierz Orzechowski, współwłaściciel lubelskiego Hadesu. – Najwyższa pora na takie ograniczenia. Liczba niepalących klientów jest bardzo duża.
W większych lokalach właściciel może stworzyć pomieszczenie dla palących. Ale musi być zamykane i wyposażone w wydajną wentylację. I nie może być przechodnie. – Przebudowa zgodna z tymi wytycznymi jest tak droga, że mało kto się na to decyduje – mówi menedżer jednej z lubelskich restauracji.
– Nie wyobrażam sobie funkcjonowania zakazu w praktyce – mówi Mariusz Gąbka, prezes zarządu sieci stacji kontroli pojazdów Speed Car. – Nie zamierzamy robić palarni, zawsze można wyjść na zewnątrz. Jeśli to też przestrzeń publiczna, to trudno. Nie będziemy ścigać klientów ani pracowników.