Nie wierzyła, że w Wigilię ktokolwiek zapuka do jej drzwi. A jednak będzie inaczej. Dziś jedziemy do Janiny Hołody z Betlejem. Nakryjemy skromny stół obrusem, ustawimy potrawy, przełamiemy się opłatkiem i zaśpiewamy kolędę.
W Betlejem spotkaliśmy Janinę Hołodę. Siedem lat temu pochowała męża. W ostatni weekend zmarł jej siostrzeniec.
– I tak zostałam sama. Z kim spędzę Wigilię? Z pieskiem – powiedziała nam pani Janina. Na pożegnanie obdarowała nas czosnkiem. – Bo taka jestem zadowolona, że ktoś mnie w końcu odwiedził…
W osadzie mieszka nie więcej niż 30 rodzin. Pytaliśmy, czy ktoś w święta odwiedzi Janinę Hołodę.
– Każdy zabiegany – słyszeliśmy zza płotów. Dlatego postanowiliśmy dopisać do smutnej historii radosny finał.
– Może znajdzie się ktoś, kto przygotuje pani Janinie świąteczne potrawy – zastanawialiśmy się z Małgorzatą Ciosmak. Wystarczyło rozpuścić wieści. Nie czekaliśmy długo.
– Kiedy dowiedzieliśmy się z żoną o tej historii, postanowiliśmy zrobić pani Janinie wigilię – mówi Stanisław Stelmach z Pułankowic. Dlaczego? – W naszym domu będzie na wigilii kilkanaście osób. Zrobimy więcej uszek, barszczu, pierogów, kompotu z suszu. Jak ktoś ma więcej, to powinien się podzielić – uważa pan Stanisław.
Dziś razem z państwem Stelmachami zjawimy się w Betlejem. Zawieziemy potrawy przygotowane w ich domu, jemiołę i opłatek. Złożymy pani Janinie życzenia, powspominamy, pośpiewamy kolędy.
– Myślę, że bardzo się wzruszy. I bardzo ucieszy – mówi Małgorzata Ciosmak, która również jedzie z nami.
Co sądzą o tym mieszkańcy Betlejem?
– Janina bardzo się ucieszy. Będzie zaskoczona. Tak jak ja jestem zaskoczona waszym pomysłem. I dobrocią tych ludzi, którzy postanowili poświęcić swój czas, zrobić wigilię i pojechać do obcej kobiety – mówi Teresa Gołębiowska. Sama też zajdzie do Janiny Hołody, żeby przełamać się opłatkiem.