Starszy mężczyzna żyje w uwłaczających warunkach i trzyma ogromną ilość zwierząt – alarmuje nasza Czytelniczka. Sprawę zna gmina, ale wójt tłumaczy, że mężczyzna nie przyjmuje pomocy.
Już kilka miesięcy temu do mężczyzny przyjeżdżała Fundacja Lubelska Straż Ochrony Zwierząt. Wysterylizowała większość suczek, ale to nie pomogło, bo zwierząt znowu przybyło.
– Pracownicy ośrodka pomocy społecznej ciągle tam jeżdżą, ale to człowiek, który raz nas wpuszcza, a raz nie – mówi Andrzej Łysakowski, wójt gminy Wilkołaz. – Chcieliśmy, żeby część tych zwierząt sprzedał, po co ma ich trzymać aż tak wiele? Oprócz psów, widzieliśmy u niego konia i osiemnaście krów, w złym stanie. Koń ma powykrzywiane kopyta, chore zęby. Przyjechał nawet kupiec, ale on nie chciał ich sprzedać.
Według wójta, mężczyzna nie kwalifikuje się do zasiłku z opieki społecznej. Gmina próbowała go za to skontaktować z rodziną.
– Odnalazłem jego dzieci, bo przecież mają obowiązek opiekować się rodzicem. Kiedy jego syn i córka, chcieli mu zrobić nowy dach domu, powiedział, że on tej pomocy nie chce – relacjonuje Łysakowski.
Wójt ostrożnie podchodzi do wydania decyzji o odebraniu mężczyźnie zaniedbanych zwierząt. – Można wydać taką decyzję, ale trzeba się zastanowić, co się wtedy z nim stanie. Czy on nie dostanie np. zawału – tłumaczy Łysakowski.