![AdBlock](https://cdn01.dziennikwschodni.pl/media/user/adblock-logos.png)
Starszy mężczyzna żyje w uwłaczających warunkach i trzyma ogromną ilość zwierząt – alarmuje nasza Czytelniczka. Sprawę zna gmina, ale wójt tłumaczy, że mężczyzna nie przyjmuje pomocy.
![AdBlock](https://cdn01.dziennikwschodni.pl/media/user/adblock-logos.png)
Już kilka miesięcy temu do mężczyzny przyjeżdżała Fundacja Lubelska Straż Ochrony Zwierząt. Wysterylizowała większość suczek, ale to nie pomogło, bo zwierząt znowu przybyło.
– Pracownicy ośrodka pomocy społecznej ciągle tam jeżdżą, ale to człowiek, który raz nas wpuszcza, a raz nie – mówi Andrzej Łysakowski, wójt gminy Wilkołaz. – Chcieliśmy, żeby część tych zwierząt sprzedał, po co ma ich trzymać aż tak wiele? Oprócz psów, widzieliśmy u niego konia i osiemnaście krów, w złym stanie. Koń ma powykrzywiane kopyta, chore zęby. Przyjechał nawet kupiec, ale on nie chciał ich sprzedać.
Według wójta, mężczyzna nie kwalifikuje się do zasiłku z opieki społecznej. Gmina próbowała go za to skontaktować z rodziną.
– Odnalazłem jego dzieci, bo przecież mają obowiązek opiekować się rodzicem. Kiedy jego syn i córka, chcieli mu zrobić nowy dach domu, powiedział, że on tej pomocy nie chce – relacjonuje Łysakowski.
Wójt ostrożnie podchodzi do wydania decyzji o odebraniu mężczyźnie zaniedbanych zwierząt. – Można wydać taką decyzję, ale trzeba się zastanowić, co się wtedy z nim stanie. Czy on nie dostanie np. zawału – tłumaczy Łysakowski.