Obraźliwe i pomawiające wpisy dotyczące Jadwigi Kmieć mógł umieścić na swoim profilu Michał S., szef biura posła Kazimierza Chomy (PiS), a prywatnie syn marszałka województwa. Nie ma jednak dowodów na to, że zrobił to właśnie on. I dlatego sąd go uniewinnił.
Michała S. ani jego prawnika nie było w sądzie na ogłoszeniu wyroku.
– Od początku wiedziałam, że będzie uniewinniony, bo w tym sądzie prawo nie działa. To jest przecież syn marszałka. Nie można go skrzywdzić – powiedziała zaraz po wyjściu z sądu Jadwiga Kmieć z Kraśnika, która uczestniczy w antyrządowych protestach i manifestacjach. – Ja jestem zwykłym obywatelem. Mnie prawo nie chroni. Nie chroni mnie policja ani prokuratura. Chroni swoich polityków i ich dzieci.
Komitet poparcia
– Kto w tej spawie właściwie jest oskarżonym? Pani Jadwiga Kmieć czy pan Michał S.? Bo z tego, co słyszę, to chyba pani Jadwiga – oceniła Lucyna Podstawka, jedna osób wspierających Kmieć. W czwartek wraz z kilkunastoma osobami czekała przy wejściu do sądu na ogłoszenie wyroku. Solidaryzujący się z kraśniczanką mieli ze sobą plakaty z hasłami: „Nikt nie jest śmieciem”, „Wszyscy równi wobec prawa”, „Sędziowie Kraśnika niezależni czy zależni? „Obelgi oraz ataki personalne powinny być karalne”.
Mieszkanka Kraśnika sądziła się z synem marszałka województwa Michałem S. 30-latek kieruje biurem poselskim Kazimierza Chomy, polityka PiS z Kraśnika. Sprawa, w której w czwartek zapadł wyrok przed Sądem Rejonowym w Kraśniku, dotyczy wpisów na na profilu Michała S. na Facebooku w marcu i czerwcu 2020 roku. Pani Jadwiga została tam pomówiona o zniszczenie plakatów wyborczych i tablicy poświęconej ofiarom katastrofy smoleńskiej. W postach padły też takie określenia jak: „Jadwiga Śmieć”, „Pani Śmieć”, „kodofilka najbardziej zagorzała z tego terenu”, „nienawidzi PiS”. I choć żadne nazwisko nie zostało podane, to określony był wiek, a także adres opisywanej kobiety. Jadwiga Kmieć, a także jej znajomi, nie mieli wątpliwości, że chodzi właśnie o nią.
Wątpliwości na korzyść oskarżonego
Co do tego wątpliwości nie miał też sąd. Nie stwierdził też z całą stanowczością, że Michał S. nie dopuścił się zarzucanych mu czynów. – W opinii sądu materiał dowodowy zgromadzony w sprawie nie daje podstaw do ustalenia, kto dokonał wpisów na Facebooku – uzasadniała wyrok sędzia Paulina Wesołowska i przytoczyła „naczelną zasadę postępowania karnego” o tym, że niedające się usunąć wątpliwości rozstrzyga się na korzyść oskarżonego.
Sam oskarżony odmówił składania wyjaśnień w sprawie. – Natomiast dwóch świadków wskazało, że także korzystali z tego konta w okresie, kiedy wpisy się ukazały, również w domu oskarżonego – mówiła sędzia. – To był okres działań wyborczych i intensywnej kampanii wyborczej. Wówczas wiadomości i ogłoszenia były publikowanie na koncie Michała S., z którego ci świadkowie także korzystali. W komputerze było zapisane hasło i każdy miał do niego dostęp. Nie wszystkie wpisy publikowane na koncie były autoryzowane przez oskarżonego.
Jeden ze świadków był zapytany wprost, czy to on umieścił wpisy. – Mężczyzna jednak odmówił odpowiedzi na to pytanie – powiedział sędzia.
Wyrok jest nieprawomocny. – Będę się odwoływać – zapowiedziała Jadwiga Kmieć. – Zrobię to, żeby pokazać, że dalej też prawo nie działa.
Michała S. ani jego pełnomocnika nie było w sądzie. Nie odbierał też od nas telefonu.