Nasza Czytelniczka z Krasnegostawu licząc na pomoc przyniosła do siedziby Straży Miejskiej znalezioną na ulicy ranną - jak sądziła - kotkę. Od strażników miała usłyszeć, że do urzędu zwierząt się nie przynosi.
Czytelniczka wzburzona takim przyjęciem złożyła na strażników pisemną skargę do burmistrza miasta.
„Strażnicy powtarzali, że koty są zwierzętami wolno żyjącymi i jeśli mam gdzieś z tym kotem iść, to do weterynarza” – opisuje pani Wanda. jak dodaje, ich zachowanie wobec niej było „chamskie, aroganckie, nieżyczliwe i karygodne”.
Kobieta zabrała kotkę do weterynarza. Lekarka nie dopatrzyła się u zwierzęcia obrażeń. Także strażnicy twierdzą, że zwierzę było zdrowe i zadbane.
– Zdaniem moich podwładnych ten kot nie był bezpański – mówi Jacek Policha, komendant Straży Miejskiej w Krasnymstawie. – Kobieta po prostu zabrała go komuś sprzed bloku. I u nas w komendzie bezceremonialnie wysypała go nam z torby na biurko.
Komendant Policha potwierdza, że opieka nad zwierzętami jest jednym z zadań strażników. Współpracują z czterema lecznicami. Wielokrotnie podejmowali interwencje w sytuacjach, kiedy zwierzęta były ofiarami wypadków drogowych, bądź były źle traktowane przez swoich właścicieli.
– Kobieta oczekiwała, że załatwimy sterylizację kotki – dodaje Policha. – Zakładając, że zwierzę ma właściciela, nie wolno nam było do tego dopuścić. Ten właściciel mógłby sobie tego nie życzyć.
Lekarka, która zbadała kotkę zrobiła jej zdjęcie, które zostało opublikowane m.in. na internetowej stronie krasnostawskiej Straży Miejskiej. Dzięki temu szybko znalazł się właściciel zwierzęcia.
Tymczasem złożona przez panią Wandę oficjalna skarga musi zostać rozpatrzona.
– Złożyłem już w Urzędzie Miasta wyjaśnienia – mówi Policha. – Dysponujemy też częściowym zapisem monitoringu wizyty pani Wandy w naszej komendzie. Wcale nie wynika z niego, że strażnicy byli wobec niej nieżyczliwi, aroganccy, ani tym bardziej chamscy.