Czy Wy także jesteście nasyceni smakami, potrawami, zakupami? No to robimy kisz.
Niewiele. Ale w sam raz, aby upiec kisz. Pierwszy dostałam od Eli na urodziny. Razem z ozdobnym ceramicznym naczyniem, w którym go upiekła. Był z łososiem i marchewką. W następnym, który zrobiła dla mnie Beata znalazłam same pory. Jadłam później kisze ze szparagami, brukselką, brokułami. Ten najbardziej popularny jest podobno z boczkiem i cebulką. Czyż to nie jest właściwy wybór? Pierwsze miejsce w konkursie pt. Wielkie poświąteczne porządki w lodówce.
Robimy farsz z tego, co mamy. Po prostu podsmażamy warzywa na maśle.
Ważne jest ciasto: kostka margaryny albo masła zagnieciona z jednym jajkiem, szczyptą soli i odrobiną wody z kranu. Wgniatamy w to taką ilość mąki, żeby powstało ciasto odchodzące od ręki. Wkładamy do lodówki na minimum pół godziny. Podpiekamy je później w piekarniku i na lekko podrumienione wykładamy farsz. Zalewamy to wszystko szklanką śmietany dokładnie rozmieszanej z czterema jajkami. Reszta przypraw - co kto lubi. Ja dodaję gałkę muszkatołową, tymianek i czosnek. Jeśli mamy - dorzucamy trochę startego sera.
Pieczemy tak długo, aż będzie bardzo rumiane. Mój ostatni kisz siedział w piekarniku ponad godzinę. Zrób Waldemarze dużą blachę. Jeśli zapraszasz przyjaciół Mantu, zrób dwie. Zjesz pół parząc sobie usta. Resztę zostaw. Będzie pyszny na drugi dzień. Na trzeci pewnie też, ale nigdy tak długo nie wytrzymał.