Zniknęły z lubelskich restauracji. A szkoda.
– Sekret dobrych rumsztyków polegał na tym, żeby za bardzo nie wysmażyć mięsa. Dobry rumsztyk musiał być na pół surowy – opowiadał mi Kazimierz Mirosław, nestor lubelskich kucharzy. Rumsztyk podawano z przesmażoną cebulką, kartoflami i gotowaną jarzynką.
Czasem kładziono na talerzu masło szczypiorkowe.
Kulinarnym hitem był także bryzol, który robiono z szynki wieprzowej bez kości lub koniny. Z mięsa ścinano zbędny tłuszcz, krojono w poprzek włókien na porcje. Delikatnie rozbijano i formowano z pomocą noża.
Każdy kawałek posypywano przyprawami i mąką, smażono na ostrym ogniu z obu stron, potem dosmażano na małym ogniu. Wylewano olej ze smażenia, dodawano masło i po minucie wykładano bryzol na talerz. Podawano go z pieczarkami z patelni i ziemniakami.