W Obszy, malowniczej miejscowości za Biłgorajem, a nawet Tarnogrodem – wszystko jest możliwe.
Że w Tarnogrodzie jest knajpa jak marzenie sprawdziłem już rok temu. U Stasia można zjeść geesowską klasykę w najlepszym stylu. Czyli śledzia, flaki i schabowego na pół talerza. Ale jak uśmiechnąć się do szefowej to i zawijas rycerski się trafi. No i gdzie jeszcze na Lubelszczyźnie można zjeść galaretę z nóżek.
Ale, że za Tarnogrodem, w maleńkiej Obszy trafi się prawdziwy azyl cenowy dla smakoszy – nie wiedziałem.
Restauracja mieści przy głównej drodze w przysadzistym budynku nawiązującym architekturą do starych karczm. W środku kilka pomieszczeń, drewniane stoły i stylowe okienka. Dopiero przez nie widać, że na tyłach budynku kryje się mały skansen. Znajdziemy tu dworkową chatę z gankiem na drewnianych kolumnach i weselną izbą, starą chałupę z chlebowym piecem i alkierzem, stajnie z końmi – na których można pojeździć. I staw z rybami. I choć w karcie panuje jeszcze galimatias, tu udało się wyłowić prawdziwe smakołyki. W rewelacyjnych cenach.
Na przekąskę dostaniecie smalczyk. Zrobiony z dobrych gatunków mięsa. Do tego wiejski chleb i ogórka z beczki. Albo kawałek sławnego piroga biłgorajskiego kraszony tłustą śmietaną. W prezencie.
Ale mnie w zachwyt wprawiły wiejskie jaja w sosie tatarskim i śledź po żydowsku z cebulą, koprem i prawdziwym olejem lnianym.
Z zup można dostać michę żuru z jajkiem i kiełbasą, barszcz gotowany na burakach (nie z żadnej torebki). W barszczu pływają osobiście przez szefa kuchni wyrabiane kołduny. I choć nie zrobiono ich z baraniny, ale z kurczaka i wieprzowiny – to doprawione czosnkiem smakują jak należy.
Ale najlepszym regionalnym daniem w karcie są gołąbki z kaszy gryczanej i grubo siekanych grzybów. Nie dość, że samie w sobie pyszne to jeszcze podlane pieczeniowym sosem. Jak z babcinej kuchni.
Ale największe wrażenie zrobił na mnie mieszek z podgrzybków. Szef kuchni zawija w plaster mięsa uduszone podgrzybki, robi z tego coś w rodzaju sakiewki i smaży na złoto.