Najpierw była przemoc domowa, a potem rozwód. Był też zakaz zbliżania się do byłej żony, ale to nie pomogło. Paweł B. wielokrotnie ugodził kobietę nożem. Anna wykrwawiła się zanim nadeszła pomoc.
Anna i Paweł wzięli ślub w 2010 r. Rozwiedli się niespełna cztery lata później. Małżeństwa nie uratowało nawet pojawienie się na świecie dwóch synów.
Przemoc zaczęła się już 10 miesięcy po powiedzeniu sobie „tak”. Pijany mężczyzna wszczynał awantury. Wyzywał i groził śmiercią. Bił, kopał, popychał, ciągną za włosy. Usłyszał za to wyrok w zawieszeniu.
W 2014 r. Anna wyprowadziła się i zdecydowała się pozwać męża o alimenty. To wywołało kolejną falę agresji. Znów pojawiły się groźby śmierci. I znów sprawa trafiła do sądu. Postępowanie zostało jednak umorzone, bo po mediacji Anna cofnęła wniosek o ściganie.
Więzienie nie pomogło
Lata 2016-2020 Paweł B. spędził w więzieniu, bo w trakcie tzw. okresu próby popełnił kolejne przestępstwo.
– Mimo 4 lat spędzonych w warunkach izolacji penitencjarnej zachowanie oskarżonego nie uległo poprawie – zauważyli śledczy z Lubartowa.
Kiedy po wyjściu z zakładu mężczyzna dowiedział się, że była żona spotyka się z innym zaczął grozić, że „poderżnie im gardło.” W kwietniu ubiegłego roku, po tym jak podpalił drzwi wejściowe do domu jej nowego partnera, dostał zakaz kontaktowania się z Anną i zbliżania się do niej bliżej niż na 50 metrów.
Zagrożenie
Mimo to kobieta nie czuła się bezpiecznie.
– Nie zaprzestał ingerencji w życie prywatne pokrzywdzonej, choć nie spotykał się z nią bezpośrednio – opisują w akcie oskarżenia prokuratorzy.
Dlatego Anna ograniczyła samotne wyjścia z domu. Prawdopodobnie tak było też 12 lipca. Kobieta spędziła ten dzień ze swoim partnerem Marcinem D. Pili piwo. Ok. godz. 20 oboje wyszli na ulicę. Zauważył ich wtedy idący ze swoimi znajomymi Paweł B. Posypały się wyzwiska. Nie pomogło przypomnienie o zakazie zbliżania. Nie pomogły krzyki koleżanki, która widząc narastającą agresję mężczyzny, nalegała by poszedł z nimi. Mężczyzna nie reagował. Dlatego znajomi odeszli. Nie chcieli być świadkami awantury.
Zbrodnia
Z aktu oskarżenia, który trafił właśnie do Sadu Okręgowego wynika, że między byłymi małżonkami wywiązała się szarpanina, w trakcie której Paweł B. wyjął składany nóż. Kobieta próbowała wtedy wejść do budynku. Na odchodne rzuciła, że o wszystkim poinformuje policję. Wtedy mężczyzna podbiegł do niej, opluł, chwycił za tułów i zaczął zadawać ciosy. Atak próbował przerwać Marcin D. Bił agresora po twarzy, próbował go odciągać. Bezskutecznie. On także otrzymał kilka ciosów nożem, w tym jeden tak silny, że groził amputacją małżowiny usznej.
W pewnym momencie cała trójka upadła na ziemię. Paweł B. wciąż dźgał nożem Annę. Przestał dopiero gdy został kopnięty w głowę przez partnera kobiety. Marcin D., chciał wtedy wezwać pogotowie. Był w tak ogromnym stresie, że nie mógł nawet odblokować własnego telefonu. Z prośbą o wezwanie pomocy pobiegł do sąsiadów.
Symulował
Gdy przyjechała policja, agresora już nie było. Ukrywał się w pobliskich krzakach. Sprawiał wrażenie nieprzytomnego. Dlatego zdecydowano się przewieźć go do szpitala. W karetce próbowano założyć mu wkłucie, wtedy znów stał się agresywny.
– Na podstawie przeprowadzonych badań stwierdzono, że Paweł B. symulował utratę przytomności, zaś jego życiu nie zagrażało niebezpieczeństwo – podkreślają prokuratorzy.
– W akcie oskarżenia stawiamy Pawłowi B. trzy zarzuty. To dokonanie zabójstwa w warunkach multirecydywy. Napaść na Marcina D., czyli osobę, która podjęła się obrony koniecznej atakowanej kobiety oraz niestosowanie się zakazu zbliżania się do byłej żony – informuje Krzysztof Sokół, zastępca prokuratora rejonowego w Lubartowie.
Pawłowi B. grozi dożywocie. Termin pierwszej rozprawy nie został jeszcze ustalony.