Dyrektor ośrodka kultury w Lubartowie chce postawić przed sądem prezesa lokalnej spółdzielni mieszkaniowej i dziennikarzy spółdzielczej telewizji. Skierował przeciwko nim prywatny akt oskarżenia. Poszło o szlabany montowane na osiedlach.
Sprawę opisywał we wrześniu ubiegłego roku „Lubartowiak”, wydawany przez Lubartowski Ośrodek Kultury, miejską instytucję. Szlabany ustawione przez miejscową spółdzielnię znacznie utrudniły życie kierowcom. Na łamach „Lubartowiaka” krytykowali oni poczynania spółdzielni.
– Co zrobić, abym mogła podjeżdżać na osiedle do 90-letniego dziadka, którego od czasu do czasu muszę zabrać do lekarza. Chyba pozostaje mi zrobić dla niego umowę użyczenia samochodu, na podstawie której dostanie chip – zastanawiała się jedna z internautek. Czytelnicy „Lubartowiaka” skarżyli się również, że spółdzielnia nie konsultowała z nikim swoich planów.
Sprawa wywołała wśród mieszkańców tyle emocji, że część szlabanów została uszkodzona lub zniszczona. Materiał na ten temat ukazał się w jednym z programów „Kanału S” - nadawanego przez Spółdzielnię Mieszkaniową w Lubartowie. Powiązano w nim działanie wandali z publikacjami „Lubartowiaka”. Jeden z autorów, Bartosz Giza pytał w programie prezesa spółdzielni o to „jak duże znaczenie dla tych ataków […] mogą mieć artykuły, które pojawiły się w organie samorządowym”.
– W mojej ocenie bardzo duże – odpowiedział prezes Jacek Tomasiak. – Akurat wtedy, kiedy te artykuły się pojawiły, rozpoczęło się niszczenie tego, co zostało zrealizowane […] pan dyrektor Lubartowskiego Ośrodka Kultury w mojej opinii podgrzewał atmosferę.
W materiale było znacznie więcej komentarzy, wskazujących na związek miedzy publikacjami, a działaniem wandali. Pokazano m.in. nagranie z osiedlowej kamery, która uchwyciła człowieka niszczącego szlaban.
– Tu mamy do czynienia z zamkowym ninja - być może tym samym, który miał zbierać tam podpisy, o których pisał organ samorządowy – komentowała nagranie redaktor Patrycja Oleszek.
Dyrektor LOK uznał, że materiał „Kanału S” sugeruje, iż w swoich publikacjach nawoływał do popełniania przestępstw. Adam Kościańczuk, skierował więc prywatny akt oskarżenia przeciwko dziennikarzom i wydawcy programu (a jednocześnie prezesowi spółdzielni). Zarzuca im pomówienie.
– Materiał informacyjny miał charakter zniesławiający – pisze Adam Kościańczuk w akcie oskarżenia. – Odpowiedni montaż obrazu i dźwięku miał stworzyć wrażenie, że to publikacje w „Lubartowiaku” doprowadziły do serii przestępstw. Oskarżeni pomówili członków redakcji, naruszając ich dobre imię, a także dobro osobiste wydawcy.
– Nie próbujemy w żaden sposób podejmować polemiki z redakcją Kanału S, ani tym bardziej wpływać na ich działalność. Chodzi nam wyłącznie o przeciwdziałanie naruszeniu naszych podstawowych praw – wyjaśnia Adam Kościańczuk.
– Pomawianie nas o podżeganie do popełnienia przez inne osoby wykroczenia, a może nawet przestępstwa jest nieakceptowalne moralnie i całkowicie bezprawne! – dodaje dyrektor.
Kościańczuk informuje, że przed skierowaniem sprawy do sądu, nie rozmawiał z autorami materiału. Nie zwracał się również z wnioskiem o sprostowanie.
Autorzy materiału w telewizji - Patrycja Oleszek i Bartosz Giza odnieśli się do sprawy w krótkim oświadczeniu.
– Akt oskarżenia jest próbą zamknięcia nam ust – oceniają. – Zostaliśmy oskarżeni z art. 212 Kodeksu Karnego. Artykuł ten wszedł do kodeksu w czasach komunistycznych i miał być jak, określają to stowarzyszenia dziennikarskie batem na dziennikarzy czy kuriozalnym przepisem aby zamykać usta wolnym mediom. Nie przestraszyliśmy się aktu oskarżenia, nie mamy zamiaru zamykać naszych ust i będziemy poruszać tematy, które niekoniecznie podobają się władzy. Z pewnością nie damy się zastraszyć – kwitują autorzy „Kanału S”.
Za zniesławienie za pomocą środków masowego przekazu grozi do roku pozbawienia wolności. Dyrektor LOK domaga się również zasądzenia od oskarżonych po 10 tys. zł. Sprawą zajmie się Sąd Rejonowy w Lubartowie.