5-letni Mikołaj wrócił do domu z poparzonym policzkiem. Płyn do dezynfekcji rąk ze szkolnego dystrybutora prysnął mu w twarz. – Nie wiadomo co tam było! – alarmuje mama chłopca. Sprawę wyjaśnia policja i sanepid.
– Pojechaliśmy na SOR do Łęcznej. Usłyszeliśmy od lekarza, że to poparzenie drugiego stopnia. Być może będzie konieczny przeszczep skóry – martwi się Anna Sulowska, mama Mikołaja.
Chłopiec chodzi do przedszkola, które działa w tym samym budynku co podstawówka w Rozkopaczewie (powiat lubartowski). W poniedziałek po południu, przed wejściem do szkolnego autobusu, chłopiec chciał zdezynfekować ręce. Przez przypadek płyn z dystrybutora prysnął mu w twarz.
– Kiedy synek wysiadł z autobusu, zobaczyłam, że ma czerwoną twarz. Zwrócił mi też na to uwagę kierowca autobusu – relacjonuje pani Anna. I dodaje: – Na początku myślałam, że może zatarł sobie czymś twarz. Wieczorem zaczęło się to jednak bardziej zaogniać, pojawiły się pęcherzyki. Rano poszliśmy do pediatry, która stwierdziła poparzenie chemiczne.
– Chłopiec trafił do nas na SOR i tu został zaopatrzony. Nadal jest naszym pacjentem, jest pod opieką poradni przyszpitalnej – mówi dr n. med. Tomasz Korzeniowski, który przyjmował chłopca we Wschodnim Centrum Leczenia Oparzeń i Chirurgii Rekonstrukcyjnej w Łęcznej.
Pani Anna zawiadomiła sanepid i policję. – Pojechałam też do szkoły, żeby wyjaśnić tę sytuację. Zrobiłam zdjęcie pojemnika. Na etykiecie było napisane, że to płyn do dezynfekcji powierzchni! Tak naprawdę nie wiadomo co tam było, skoro tak mocno poparzyło skórę – oburza się pani Anna.
– W poniedziałek faktycznie był problem z jednym z pojemników. Był uszkodzony. W związku z tym pani sprzątająca użyła pojemnika po płynie do dezynfekcji powierzchni i napełniła go tym do rąk. Zapewniała, że wcześniej dobrze go umyła gotowaną wodą – tłumaczy Anna Czubacka, dyrektorka Szkoły Podstawowej w Rozkopaczewie. –Chciała uratować jak najwięcej płynu do dezynfekcji rąk. Nie spodziewała się, że to mogło mieć takie konsekwencje. To pierwsza taka sytuacja, więc mogłam jej wpisać do akt tylko upomnienie.
Dodaje, że po tej sprawie pojemnik został od razu wymieniony, a jej szkoła „przestrzega procedur dotyczących bezpieczeństwa i korzysta ze środków do dezynfekcji, które dostała z Ministerstwa Edukacji i Nauki”.
Mama chłopca zawiadomiła też sanepid, który wczoraj pojawił się w szkole.
Magdalena Kaproń z Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej: „Kontrola nie wykazała nieprawidłowości, w dystrybutorze znajdował się właściwy rodzaj płynu - płyn do dezynfekcji rąk” (kontrola sanepidu miała miejsce już po wymianie pojemników – przyp. red.).
Sprawą zajął się też Urząd Miasta w Ostrowie Lubelskim. – Rozmawiałam już wstępnie z dyrektor szkoły i poinformowałam burmistrza. Rozmawiałam także z opiekunem dowożenia, który siedzi obok kierowcy szkolnego busa. Zauważył, że chłopiec miał zaczerwienioną twarz – mówi Agnieszka Kołkiewicz, dyrektor Zespołu Obsługi Oświaty Samorządowej w Ostrowie Lubelskim. I zapewnia: – Na pewno nie zamieciemy tej sprawy pod dywan. Będzie powołany zespół powypadkowy i sporządzony protokół z tej sprawy.
– Zostały wszczęte czynności sprawdzające w kierunku Art. 160 kk - narażenia człowieka na niebezpieczeństwo – informuje Jagoda Stanicka, rzeczniczka lubartowskiej policji.