Żona i sąsiedzi nagle zaczęli sobie przypominać fakty korzystne dla Stanisława S. z podlubartowskiego Abramowa.
- Co ja mam wyjaśniać, to był wypadek - stwierdził starszy mężczyzna. I dodał: - Czytałem protokół i tu na mnie duża kara czeka.
65-letniego Stanisława S. z aresztu do sądu przyprowadzili policjanci. Na sali rozpraw Sądu Okręgowego w Lublinie pilnował go tylko jeden funkcjonariusz.
16 sierpnia ub. roku rolnik spod Lubartowa zebrał siano z łąki. Potem wypił kilka piw. Wrócił do domu. Stanął przy kredensie. Wziął do ręki nóż.
- Wypadł syn z pokoju, zaczął bluzgać, uderzył mnie ręką w głowę - tłumaczył sądowi rolnik. - Uciekłem do sieni. Chciałem na dwór. Oglądam się, a syn leży za mną i "farbuje”. Ja nie chciałem syna rżnąć. Mam 65 lat, czterech synów i żadnego nie biłem.
Żona starszego mężczyzny pobiegła do sąsiadów, żeby zadzwonili po pogotowie. Ci wczoraj w sądzie przypomnieli sobie, że Stanisław S. też przyszedł do nich i ponaglał, żeby wzywać karetkę. Wcześniej twierdzili, ze tamtego dnia go nie widzieli.
Następna rozprawa za kilka tygodni.
(ER)