Działacze ZNP nie ponoszą odpowiedzialności za śmierć nauczycielki, która utonęła na zorganizowanym przez nich spływie kajakowym.
W majowym spływie brało udział ponad 50 nauczycieli z Lubelszczyzny. Najpierw autokar zabrał ich z Lubartowa do położonych nad Wieprzem Leszkowic. Tam wsiedli do dwuosobowych kajaków. Mieli do pokonania kilkanaście kilometrów do mety w Sułoszynie.
Wieprz na tym odcinku płynie spokojnie, ale na zakolach nurt znacznie przyspiesza. Kajakowy "peleton” rozciągnął się na kilkaset metrów. Niektórzy zdjęli kamizelki i zaczęli się opalać.
Na wysokości miejscowości Serock, niedaleko Firleja, na łuku rzeki kajak z dwiema kobietami prawdopodobnie zaczepił o pływające w wodzie pnie drzew. Wywrócił się a nauczycielki wpadły do wody. Jedna zdołała się wydostać z wody.
Druga - 45-letnia Helena L. z Uścimowa - zniknęła pod powierzchnią. Jej zwłoki płetwonurkowie wydobyli dopiero po kilku godzinach, kilkaset metrów od miejsca, gdzie wywrócił się kajak.
Prokuratura, która wyjaśniała przyczyny śmierci, nie doszukała się zaniedbań po stronie organizatorów.
- Pouczyli uczestników spływu, że powinni założyć kamizelki ratunkowe - mówi Małgorzata Duszyńska, prokurator rejonowy w Lubartowie. - Nauczycielka, która zginęła, płynęła na sprawnym kajaku. Nie dostosowała się jednak do polecenia, żeby płynąć w kamizelce ratunkowej. Nie umiała pływać.
Śledztwo zostało umorzone z powodu nie stwierdzenia przestępstwa. Decyzja nie jest prawomocna. Już zaskarżyła ją rodzina zmarłej kobiety.
(ER)