Jerzy Zacharow jest jednym z pierwszych działaczy opozycji solidarnościowej, który dostanie 25 tys. zł odszkodowania.
- To równowartość dwóch emerytur Kiszczaka i Jaruzelskiego - mówi 60-letni Jerzy Zacharow. - Moja żona, która jeździła po więzieniach, straciła więcej pieniędzy. To jej należy się to odszkodowanie.
W 1981 r. Zacharow był przewodniczącym NSZZ "Solidarność” w zamojskim Kombinacie Budowlanym. Bezpieka aresztowała go w nocy z 13 na 14 grudnia i wywiozła do więzienia w Krasnymstawie. Potem zaliczył jeszcze Włodawę i Kwidzyn. Za kratkami przesiedział 360 dni.
- Byliśmy gorzej traktowani niż więźniowie kryminalni - wspomina. - Po zwolnieniu znowu zamknęli mnie na dwa dni w Zamościu. Takich "niespodzianek” było później jeszcze kilkanaście.
W podziemiu działał do 1989 r. Obecnie prowadzi działalność gospodarczą, w poprzedniej kadencji zasiadał w zamojskiej Radzie Miasta.
Odszkodowań za kilkumiesięczne więzienie domagają się głównie działacze opozycji antykomunistycznej. Według przepisów, które weszły z życie pod koniec ub. roku sąd może im przyznać maksymalnie po 25 tys. zł. Wcześniej Skarb Państwa płacił odszkodowania przede wszystkim za represje stalinowskie, do roku 1956. Teraz mogą się o to starać prześladowani do 1989 roku. Najprostszą drogę prawną do pieniędzy mają internowani. Mogą od razu występować o odszkodowanie, bo decyzje o internowaniu są nieważne z mocy prawa.
Według IPN, w stanie wojennym na Lubelszczyźnie PRL-owskie władze aresztowały 350 osób. - Do wczoraj wydaliśmy jeszcze dwa orzeczenia przyznające poszkodowanym 15 i 25 tys. zł, ale nie są jeszcze prawomocne - informuje Jerzy Rusin, rzecznik SO w Zamościu, do którego wpłynęło 21 wniosków. - To dla nas sprawy priorytetowe. Jeżeli wnioskodawcy zgłaszają się z kompletem dokumentów, niezwłocznie wyznaczamy termin rozprawy.